19 września 2015

Rozdział 27

Rozdział 27

"Masz coś... Ale nie masz czegoś..."



***

Obudziłam się nad ranem, opatulona satynową pościelą. Obok mnie leżał nikt inny jak on. Oplatał mnie ramieniem, trzymając brodę zanurzoną w moich włosach. Uśmiechnęłam się i jeszcze mocniej wtuliłam w jego rozgrzane ciało.
Nagle poczułam, jak całuje mnie w czubek głowy.
- Nie chciałam cię obudzić. - powiedziałam odwracając się w jego stronę.
Uśmiechnął się szeroko i przejechał ręką po moich plecach.
- Mówiłem Ci już, że jesteś piękna...? - zapytał, ale nie zdołałam nic powiedzieć, bo zamknął mi usta pocałunkiem.

***

(Lena)
Promienie słońca nagle oświetliły całe pomieszczenie, które w przeciągu paru chwil, zapełniło się ciepłem. Ja jednak leżałam ledwo żyjąc. Sen nie pozwolił mi na kolejne zaśnięcie. Byłam strasznie wykończona, czułam, że mam opuchnięte oczy. Wstałam, podchodząc do okna. Ludzie krzątali się po ulicach, ranne ptaszki. Postanowiłam, że nie będę dłużej siedzieć w pokoju, bo i tak nie usnę. Podeszłam do komody na której stało małe lusterko. Tak. Moje przypuszczenia co do oczu się potwierdziły. Chciały się zamknąć, ale nie mogły. Nie potrafiły, bo kiedy się zamykały, wracał obrazek sprzed kilku godzin, kiedy to przeżyłam najgorszy koszmar w swoim życiu. Nie wiem co mam o nim myśleć, to wydaje mi się takie straszne, że aż niemożliwe, żeby w ogóle się wydarzyło. Chyba jedyne co mogę zrobić w tym momencie, to po prostu wstać i pójść do kuchni po coś do jedzenia.
Jak mam zinterpretować ten sen? Może był proroczy? A może to po porostu moja głowa płata mi figle. Coś jest ze mną nie tak i mówię to szczerze. Nie wiem, czy ten ślub to taki dobry pomysł... Ale ja go kocham... Kocham ponad życie... Jeju... Co robić? Co robić?

***

(Johann)
Rozmyślałem nad tym co dalej z moim życiem, kiedy nagle ktoś zadzwonił. Nie znałem numeru. Hmm... Odebrać? A może nie?
Odebrałem.
- Witaj, Johann... To mój nowy numer...
Znajomy głos... Ojciec? Czego znowu chciał...?
- Cześć tato... Coś się stało? - spytałem go lekko zdziwiony. Tata dzwonił rzadko. I tylko wtedy, kiedy coś chciał.
- Nie... A właściwie tak. Chciałbym urządzić takie rodzinne spotkanie. Zjazd... W końcu poznałbyś rodzinę.
- Tato... To naprawdę świetny pomysł... Ale, jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - kiedy ojciec się za coś brał, nigdy nie wychodziło dobrze.
Ostatnio zrobił "imprezę" dla moich kolegów z kadry... Hm... Pomijając baloniki, misie porozsadzane po podłodze, różowe serpentyny i wynajęcie clowna, czytanie wierszy na dobranoc... Było super...
- Tak, Johann, nie bój się. Sam wszystko zrobię. Ty zajmij się teraz startami, bo coś ostatnio ci nie idzie.
- Tato... Proszę... Nie dramatyzuj. Ale jesteś pewien, że zrobisz wszystko sam?
- Tak! I zaproszę całą rodzinę. O tym możesz być przekonany.
Chyba szykuje się kolejna katastrofa. Jestem o tym wręcz przekonany.

***

(Anders)
- Kochana moja... - mówiłem odgarniając jeden niesforny kosmyk z jej twarzy i założyłem go za ucho.
Spojrzała na mnie ciemnymi tęczówkami, które były jedyne w swoim rodzaju. Piękne jak zawsze. Teraz jednak nagle stały się szkliste i w kącikach zebrały się łzy. Mrugnęła i nagle słona ciecz spłynęła po zwykle rumianym, lecz teraz bladym policzku.
- Ja... Przepraszam. - powiedziała i odwróciła głowę, kiedy otarłem palcem jej łzę.
- To tylko sen. Spokojnie. Jesteś przy mnie. Nie bój się. - mówiłem.
Starałem się zachować stoicki spokój, głos. Jednak byłem w szoku, rozumiejąc co mogła przeżywać w nocy. Żałowałem, że nie mogłem być przy niej, nie nie mogłem być blisko jej serca, jej ciała i duszy. Być blisko mojej kochanej Lenki.
- Anders... Ja tak nie mogę. - powiedziała wręcz z rezygnacją w głosie.
Wiedziałem skąd się wzięła. Widziała śmierć wszystkich bliskich. Ale to sen. Oby jednak nie był proroczy...
Przytuliłem ją do siebie. Pozwoliłem wypłakać w swoich ramionach. Właśnie to było to, czego potrzebowała. Kołysałem nami w równym rytmie bicia jej małego serduszka. Całowałem ją w czubek głowy. Później wtuliłem głowę w jej pachnących włosach. Ująłem jej ręce w swoje i położyłem, pozwalając, by ułożyła głowę na mojej piersi. Spojrzałem w sufit. Nic ciekawego się na nim nie działo. Biała biel, która lśniła białą bielą. Swoimi palcami gładziłem jej włosy, poznając na to, żeby się uspokoiła. Uniosłem delikatnie głowę, kiedy zerwała się nagle na równe nogi.
- Co się stało? - zapytałem zaskoczony. Stała przestraszona, wpatrując się we mnie z przerażeniem w oczach.
- To tak było. To właśnie tak było! - pokazywała palcem na miejsce, gdzie przed chwilą leżała jej głowa.
- Ale jak? Co było? Nie rozumiem...
No bo nie rozumiałem. Skąd miałem wiedzieć, o co chodzi.
- To tak było. Ten sen... Potem, kiedy leżałeś już martwy... - jej twarz przybrała smutny wyraz. Zrobiło mi się jej żal. Wszystko teraz mogło jej przypominać to, co było w śnie.
- Cii... - wstałem i wtuliłem ją w swoich ramionach. - Kocham cię.
- Ja ciebie też... - odparła.
Nachyliłem się, żeby ją pocałować. Miała takie delikatne, ciepłe usta. Ręką gładziła mi włosy, kiedy położyłem moje ręce na jej biodrach.

***

(Olek)
Stała przy kuchence, kiedy właśnie wychodziłem z łazienki. Mokre włosy wycierałem w miękki ręcznik. Odłożyłem go na krzesło i podszedłem do niej. Objąłem ją ramionami od tyłu, zanurzając mój nos i usta na jej szyi. Odchyliła lekko głowę do tyłu, zamykając oczy. Puściła łyżkę, którą trzymała w ręce, a ta wylądowała w metalowym garnku. Czułem, że ją kocham, że jest osobą, która w moim życiu jest jedną, jedyną taką... I żadnej innej nie będzie.
- Kocham cię. - wyszeptałem jej do ucha. Jej ciało przeszedł dreszcz. Ten sam, który pojawiał się zawsze, kiedy jestem blisko.
Po chwili nasze nosy się stykały, a oczy patrzyły na siebie. Widziałem w nich głębię, a przede wszystkim błysk szczęścia i uczucia. Spojrzenie było miękkie i przyjazne. Znane.
- Ja ciebie też. - powiedziała, kładąc swoje delikatne dłonie na moich policzkach. Jej dotyk był ukojeniem wszelakiego bólu.
Nasze usta ponownie zetknęły się w głębokim pocałunku. Języki zapraszały się wzajemnie do wspólnego tańca. Czułem, że odpływam. Rękoma błądziłem po jej plecach, które okrywała moja koszulka. Jednak to na niej była najładniejsza. Przytuliłem ją do siebie i uniosłem lekko.
Nagle usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie od razu i w mgnieniu oka staliśmy kawałek obok siebie.
Kinga z rumianą twarzyczką, ja z szybko bijącym sercem.
- No więc... - spojrzałem na osobę, która właśnie przyszła. A właściwie na dwie osoby.
Pana Larsen i Johanna. Wspaniale...

***

(Johann)
Ładna z nich para. Czemu ja tego wcześniej nie zauważyłem? Zdałem sobie sprawę, że chyba byłem za bardzo zaślepiony... Nie zauważyłem tego, z powodu, dla których teraz mi głupio. Muszę Kindze coś powiedzieć i to jest teraz ważne. A to, że jest z Olkiem to jeszcze lepiej.
- Na miesiąc miodowy, to chyba za wcześnie moja kochana. - pan Larsen zmarszczył brwi, skrzyżował ręce na piersi i krzywo patrzył na córkę.
Kinga często wspominała mi, że jej ojciec nigdy nie odwiedził jej na jej piętrze. Teraz chyba był ten pierwszy raz. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda.
- Tato... - próbowała coś zacząć.
- Nie tłumacz się! - warknął, przerywając jej w pół słowa. - Wystarczy mi, że jedna za mąż wychodzi, to jeszcze ciebie muszę oglądać! - krzyknął i widziałem jak w jej oczach zbierają się łzy.
Odwróciła się na pięcie i wbiegła do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Olek spojrzał na nas krzywo.
- Proszę pana... To nie jej wina. To moja. - powiedział tylko.
Ten również się odwrócił i zniknął za drzwiami. Pan Larsen stał niewzruszony. Ale widać, że aż buzowało się w nim z emocji.
- A ty, po co przyszedłeś? - powiedział, przerywając ciszę, jaką zapanowała. No właśnie... Po co ja przyszedłem?
- Tata prosił... Aby zaprosić pana i Kingę z Leną na takie spotkanie... Będzie rodzina i przyjaciele...
Wyjaśniłem, nie za bardzo wiedząc jak mam mu to powiedzieć. Jednak się udało.
- To może ja już pójdę... - powiedziałem i skierowałem się na dół po schodach.
To nic, że to ważne. Powiem im to później.

***

Usiadłam na łóżku i chwyciłam poduszkę, aby zanurzyć w niej zapłakaną twarz. Czemu przyszedł? Akurat teraz? Miał wrócić wieczorem... Dlaczego teraz?! Jak ja mam spojrzeć jemu w oczy? I przede wszystkim... Jak spojrzę w oczy Aleksandrowi?
- Nie płacz... - nawet nie słyszałam kiedy przeszedł.
Przysiadł obok, jedną ręką gładząc moje włosy, drugą trzymał na moim udzie. Przeszedł mnie dreszcz. Ten przyjemny dreszcz, który objawiał się wtedy, kiedy był blisko mnie. Uniosłam głowę znad poduszki i spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem. Odpowiedział tylko uśmiechem. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Jego kolorowe tęczówki przejrzały mnie na wylot. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Od razu poczułam się lepiej.
Po chwili, bo nie wiem ile czasu tak trwaliśmy, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Nie nerwowe, ale spokojne.
- Proszę... - powiedziałam stłumionym głosem, kładąc rękę na ręce Aleksandra.
Drzwi uchyliły się, a zza nich wyjrzał nikt inny, jak tata.
- Przepraszam... - powiedział stosownym głosem.
Po moim policzku poleciała łza, a ja sama nie panowałam nad tym, co się dzieje. Rozkleiłam się, patrząc na tatę, który powoli zamykał drzwi. Podbiegłam do nich, ciągnąc za sobą strasznie zdziwionego Olka. Ojciec zatrzymał się i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tato... To ja przepraszam...
Nadal trzymając rękę Zniszczoła uwiesiłam się tacie na szyi. Ten objął mnie nadal niedowierzając temu co się działo. Nie wiem dlaczego.
- Przepraszam, że tak na ciebie nakrzyczałem... Po prostu byłem trochę wkurzony, bo spotkanie się nie udało... A potem jeszcze zobaczyłem swoją córkę w męskiej bluzce z jakimś gówniarzem w krótkich spodniach... Wybacz, Olek.
- Nie... Nic się nie stało. - powiedział z lekką ironią w głosie.
Ogólnie cała ta sytuacja wyglądała dziwnie śmiesznie...
No to pierwszy krok już był...
Wkurzony ojciec...
Co jeszcze mnie czeka?

*****

I kolejny rozdział za nami...
Jak mija Wam szkoła? ;)

Ja niestety nie wyrabiam... Dlatego rozdział będą się ukazywały raz w tygodniu, w piątki, albo soboty...
Mam nadzieję, że jednak Was nie zawiodę, bo bardzo bym nie chciała... :)
Rozdział na drugim blogu ukaże się wraz z 28 :)
Życzę miłego wieczoru i ostatniego dnia weekendu ;)
Buziaki ;*

KOMENTUJESZ... = MOTYWUJESZ... ❤

8 komentarzy:

  1. Jestem :)
    Kochana.. wszystko pięknie, ładnie. Jak zawsze zresztą. Masz talent, co do tego nie ma wątpliwości.
    Cieszę się, że dziewczyny mają przy sobie tak ukochanych chłopaków. Lena zawsze może liczyć na Andersa. On jest wtedy, kiedy jej tego potrzeba.
    Kinga i Olek to już w ogóle cud, miód i nutella :D
    Wcale się nie dziwię, że ojciec tak gwałtownie zareagował. Córusie są tatusiów! :D
    Ale to wcale nie zmienia faktu, że Olek jest idealnym wręcz chłopakiem dla naszej Kini :)
    Pozdrawiam Kochana.. buziak :*
    Ps. Tak samo, nie mogę z niczym wyrobić :( Masakra jakaś, co się dzieje.. czy to ta szkoła, czy nie wiem co.. ech..

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!!!
    Rozdział cudo jak zwykle.
    Kinga i Olek kocham ich. 💜
    Lena i Andreas trochę mrocznie.
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju *.*
    Tak w ogóle to hej :D :*
    Mówiłam juź kiedyś,że Kinga i Olek to moja ulubiona para w tym opowiadaniu? <3 No po prostu ich kocham! :3
    Czekam na dalszy rozwój sytuacji :*
    Nie moge sie doczekać następnego <3
    Weny i buźka :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się ♥
    Rozdział świetny! Wybacz, że chwalę cię za każdym razem, ale piszesz naprawdę dobrze i nie miałabym za co cię krytykować ^^
    Lena i Anders. Aż miło się na nich patrzy, chociaż ten cały sen... No nie wiem, nadal mam jakieś strasznie mieszane uczucia co do tego wszystkiego.
    No i Kinga i Olek. Może jednak to dobrze, że Johann sobie odpuścił? Bo widać, że pasują do siebie idealnie :)
    Jestem ciekawa, co dalej się wydarzy, bo jeszcze pewnie masz sporo asów w rękawie, co? :)
    Szkoła... witam w klubie. To dopiero początek, a ja mam już wszystkiego serdecznie dosyć -.-
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, hej, hej! :)
    Ocena rozdziału? Absolutne 10/10. :)
    Olek i Kinia tak bardzo się kochają... Są dla siebie wręcz stworzeni. Nic dziwnego, że ojciec się wkurzył. Niecodziennie ogląda się takie widoki. :p Ale grunt, że potrafił przeprosić za swoje zachowanie. ;)
    Czy ja dobrze kminię? Kinga Johann jakoś... spokrewnieni? :o
    A Lena? Biedna... Ten sen bardzo ją przeraził... Jednakże chyba nie powinna go brać tak całkiem na serio, co? To ją wyniszczy...
    Czekam na kolejny! :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem :)
    Kochana cudeńko, u Ciebie to już norma :)
    Szkoda mi Leny, bardzo przejmuje się tym snem. Sama nie wiem co o tym myśleć, ja pewnie bym zapomniała i Lenie też to radzę ;) Anders jest przy niej, a to najważniejsze. Ma w nim wsparcie.
    Kinga i Olek są tacy cudowni. Oboje subtelni w swoim uczuciach. Bardzo mi się to podoba, wszystko jest takie delikatne, cudowne.
    Tatuś trochę namieszał, ale końcem końców wszystko się wyprostowało.
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejoł. ;*
    Ech, sama nie wiem, co sądzić o zachowaniu Leny. W zasadzie taki sen mnie też by męczył, ale też nie można mu wszystkiemu podporządkowywać, prawda? Całe szczęście, że ma przy sobie istną opokę w postaci Andiego. ;)) To ważne! Nawet bardzo ważne! ;D
    Kinia, Olek- awh. ♥
    Czekam na kolejny.
    Buźka. ;**

    OdpowiedzUsuń

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze! :)