12 września 2015

Rozdział 26

Rozdział 26

"Kiedy już wiesz, po co jest to życie..."



*****

Stałam wpatrzona w jedno miejsce, dokładniej na swoje łóżko, na którym siedział on. Przez chwilę zwątpiłam czy to przypadkiem nie jest sen.
- Długo kazałaś na siebie czekać... - powiedział z promiennym uśmiechem na twarzy.
Nagle doszło do mnie, że to chyba nie może być sen. Ucieszyłam się jak małe dziecko! Miałam nadzieję, że jednak moje oczy nie płatają mi figla, a on jest prawdziwy. Nie zwracając uwagi na nic dookoła pobiegłam w jego stronę, rzucając mu się na szyję.
- Dziękuję... - uśmiechnęłam się szeroko. Zamknęłam oczy i wtuliłam w niego, obejmując go ramieniem za szyję.
Czułam jak sam oplata mnie ramieniem, a potem odsuwa się delikatnie, żeby na mnie spojrzeć.
- Osiemnastkę ma się tylko raz w życiu. Więc... Musi być wyjątkowa. - powiedział, a potem przybliżył się do mnie i musnął ustami mój policzek. Następnie z zamkniętymi oczami wpił się w moje chłodne usta.
- Śliczna jesteś. - stwierdził, kiedy na chwilę oderwaliśmy się od siebie.
Nie powiedziałam nic tylko uśmiechnęłam się, czerwieniąc... Dotknął ręką mojego policzka, przesuwając kciukiem po jego zarumienionej części. Zadrżałam pod jego dotykiem. Działał na mnie tak, że nie umiałam opisać tego uczucia. Był... Szczególny. Widział jak na niego reagowałam, wiedział, jak na mnie działał. Przypominałam sobie, że w ręce ciągle trzymam truskawkę. Włożyłam mu ją od razu do ust.
- Smacznego.

***

(Olek)
Jej rumiana twarzyczka, była jedynym, co sprawiało, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nic więcej nie jest mi potrzebne. Liczy się tylko ona.
Truskawka była równie słodka, jak Kinga. Jej wzrok, kiedy na mnie patrzy, czuję jak się rozpływam.
- Dobrze cię widzieć. - powiedziałem, kiedy nasze usta ponownie się zetknęły.
Usiedliśmy na łóżku. Jednak nie mogłem oderwać od niej wzroku. Było w niej coś, czego... Nie umiem tego wytłumaczyć... Po prostu to przez to uczucie...
- Wiesz... Chyba lepszej niespodzianki nie mogłeś mi zrobić. - powiedziała, a kąciki jej ust uniosły się w górę.
Nagle dostałem olśnienia. Ewa! Wyciągnąłem swoją walizkę spod łóżka i wyjąłem ze środka jedno z pudełek. Na karteczce przywiązanej do wielkiej kokardy widniało imię: Kinga.
Podałem jej pudełko.
- Od Kamila i Ewy. No i od chłopaków...
Niepewnym ruchem chwyciła ode mnie prezent i pociągnęła wstążkę za jeden koniec. Uchyliła wieczko, a na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Co dostałaś? - zapytałem. Zaciekawiło mnie to.
Przypomniałem sobie słowa Ewy: "Mam nadzieję, że z tej jednej i ty się ucieszysz."
Co u licha mogło tam być?
- Olek... Ja nie mogę tego przyjąć... - spojrzała na mnie smutnymi oczami.
- Możesz. Ewa mnie zatłucze jak nie przyjmiesz... A tak w ogóle to co dostałaś? - wydawała się być bardzo zdziwiona moim pytaniem.
- To ty nie wiesz? - zapytała chyba jeszcze  bardziej zaskoczona.
- No właśnie nie. Nie chcieli mi powiedzieć. No więc nie wiem...
Zamknęła pudełko pokrywką i podała mi.
- Zobacz... - uśmiechnęła się leciutko.
Spojrzałem do wnętrza kartonowego pudła, a moimi oczami ukazał się zestaw różowej, koronkowej bielizny. Oczy nagle samoistnie stały się wielkie, chciały wyskoczyć z orbity. Oj ta Ewa...
- No i co? - zapytała śmiejąc się ze mnie promiennie.
- Eh... E... - zawiecha... Kompletna.
- Haha... Skąd ja wiedziałam, że tak zaaragujesz? No i...
- Przymierz... - powiedziałem przerywając jej w pół zdania. Starałem zachować istnie poważny wyraz twarzy.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ja? Mam przymierzyć?
- Jak nie, to sam Ci założę... - spojrzałem na nią ukradkiem.
- Osz, ty! - nawet nie wiem, kiedy pokój zamienił się w wielki plac bitewny. Oczywiście jedyna broń? Poduszka.

***

(Lena)
Wielki dzień... Z głośników popłynęła melodia grana przez "muzyków". Oczywiście kochanych muzyków. Nagle rozbrzamiał delikatny głos Kingi, której każde śpiewane słowo, było miłe dla ucha. Wspaniale było widzieć Kamila grającego na gitarze, Piotrka na keyboardzie, Macieja na skrzypcach, Jasia na drugiej gitarze, no i Olka, który dołączał się podczas refrenu do wokalu mojej siostry. Co prawda, to taka, że może sam skład różnorakich instrumentów, nie był zbyt "dobrany", ale i tak muzyka grana przez nich była ukojeniem dla uszu każdego.
Kiedy zabrzmiało słynne "Hallelujah", zobaczyłam obok siebie tatę. Ubrany w czarny garniak, wyglądał jak nie on. Nigdy nie wiedziałam go w tak odświętnym stroju. Ale tak też było mu do twarzy.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie.
W jego oczach błyszczały łzy. Odpowiedziałam uśmiechem. W głębi jednak byłam tak zestresowana, że nie było mnie stać nawet na niego... Spojrzałam na swoje buty... Jednak cały widok zasłaniała mi sukienka. Biała suknia, sięgająca niemal do podłogi. Uniosłam ją delikatnie. Nagle spod niej wystawały białe szpilki. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo zawsze o takich marzyłam. Spojrzałam w prawo. Na ścianie wisiało niewielkie lustro. Włosy upięte w gruby warkocz, a niego wplecione kawałki białej wstążki. Na górze głowy wpięty był biały, długi welon. Stałam i nie poznawałam sama siebie. Wyglądałam zupełnie jak nie ja.
- Gotowa? - spytał ojciec. Podał mi do jednej ręki niewielki bukiecik złożony z małych, białych róż.
Kiwnęłam głową. Tata wziął mnie pod ramię i zrobił pierwszy krok. Nie wahałam się ani chwili, ruszyłam za nim.
"Orkiestra" przygrywała głośniej, znaną melodie. Kinga chwyciła wiolonczelę, Olek drugie skrzypce. Spoglądając w ich stronę, widziałam jak na siebie patrzą, a potem zwrócili wzrok na mnie.
Do ołtarza zbliżaliśmy się bardzo powoli. Z jednej, drugiej strony, siedzieli goście. Rodzina. Skoczkowie, razem z ich połówkami. Rodzice. Mama...
Obróciła się w moją stronę, z jej oczu poleciały łzy. Ale to nie przeszkadzało jej w uśmiechaniu się.
Czułam, jak wszystkie smutki odchodzą gdzieś. Teraz nic nie może pójść źle.
W końcu spojrzałam przed siebie. Stał tam. Czekał na mnie. Uśmiechał się lekko, ale widać było, że także jest trochę zdenerwowany. Poprawił swoją muszkę, a potem uśmiechnął się szerzej. Tak jakby cały stres uszedł z niego, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Na jego widok, również na mojej twarzy przemknął jakiś mały uśmieszek.
Poczułam, jak tata puszcza moje ramię i zostawia mnie sam na sam z Andersem. Czułam się szczęśliwa, jednak gdzieś w środku był niewielki... Niedosyt? No nie wiem, jak to nazwać... A może strach? Nie chciałam puszczać ojcowskiego ramienia, opuszczać jego bezpiecznej dłoni.
Ale chciałam być szczęśliwa. Szczęśliwa z nim, z nikim więcej.
Z nim...
Ceremonia minęła bardzo szybko, kiedy nadszedł czas przypieczętowania zawarcia związku małżeńskiego, czułam, że odpływam. No i to dosłownie. Jak w bajce...
"Kapela muzyków" zaczęła grać różne piosenki, ludzie bawili się, tańczyli, ruszali się w ich rytmie. Szczęście było nad każdym, nikt nie miał nad sobą czarnej chmurki z padającym deszczem, czy błyskawicami. Wszytko przebiegało tak, jak to sobie wymarzyłam, nie mogło być lepiej.
Nagle poczułam jednak chłodne powietrze, które płynęło mi po nogach. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie dostrzegłam. Zignorowałam to. Pewnie ktoś nie zamknął drzwi i przeciąg się zrobił. Lecz po chwili znowu... Spojrzałam na kąt ściany...
Nagle ich kremowy odcień zmienił się w ciemną zieleń. Całą powierzchnię porosły różnorakie rośliny. A przez drzwi weszła ona.
POLA
Ubrana w suknię, jakby ze starych szmat, podeszła krok za krokiem w moim kierunku. Twarz miała umorusaną czymś zielonym, oczy z czerwonymi tęczówkami. Nagle oczy wszystkich gości zwróciły się na nią. Dalej idąc, wyciągnęła wysoko rękę, odsłaniając ją całą. Z wszystkich żył popłynęła krew. Wyglądała strasznie. Śnieżno białe zęby błyszczały w światłach lamp.
Cofnęłam się o krok.
Co to miało znaczyć...?
Stanęła naprzeciwko mnie, tak gdzieś na wyciągnięcie ręki. Patrzyła swoimi hipnotyzującymi oczami. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Uśmiechnęła się kpiąco pomalowanymi na krwistą czerwień ustami.
Nagle wzięła zamach ręką i nim zdążyłam się spostrzec, z prędkością niemalże światła, pazurami rozdarła moją sukienkę. Goście zebrani wokół zaczęli krzyczeć, wołać ratunek, wielu pobiegło też w naszą stronę, aby rozprawić się z Polą.
Ale to było na nic. Na nic ich zawziętość, największe chęci. To nie miało większego sensu. Szarpanina z nią była bez sensu. Na co te starania, skoro wystarczył tylko jeden ruch, a już leżeli martwi na podłodze? Dlaczego? Dlaczego dzisiaj? Miał to być najpiękniejszy dzień w całym moim życiu, jednak okazuje się że jest inaczej. Zupełnie.
Patrzyłam na Kingę, która leżała martwa, zaraz za nią padł Olek. Ludzie, wszyscy goście podali jak muchy. Widok ten był straszny. Znajomi, przyjaciele, rodzina... Spojrzałam na bok. Kilka centymetrów od mojej nogi leżały ciała moich rodziców. Nieżywi. To był dla mnie szok. Szok ostateczny. Rzuciłam się w jej stronę, chyba najbardziej pełna furii i chęci zemsty. Ta jednak była szybsza, kiedy nagle wzięła potężny zamach ręką...
Zamknęłam oczy. Ale nic nie poczułam. Nie dane było mi poczuć bólu. Ale czemu? Nie rozumiem. Nadal żyje? Nagle poczułam na swoim ciele coś ciężkiego. Co to mogło być? Otworzyłam oczy i w tym samym momencie pożałowałam tego co zrobiłam...

***

Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, robiliśmy wiele rzeczy, cieszyliśmy się tym, że jesteśmy razem. Chociaż raz. Olek opowiedział mi swoją przygodę z samolotem. Stwierdził, że jednak opłacało się tak nacierpieć, choć ja taka pewna tego nie byłam.
Ale i tak najważniejsze było, że po prostu jest.
- Która godzina? - zapytałam nagle.
Przypomniało mi się, że Lena już dawno śpi. Obyśmy tylko jej nie obudzili.
Olek spojrzał na zegarek.
- Czwarta trzydzieści. - odpowiedział spokojnie.
Spojrzałam na niego nieźle zdziwiona. Nie wiedziałam, kiedy ten czas tak szybko zleciał. Wiem tylko, że był jedną z najlepszych chwil w moim życiu.
Czwarta trzydzieści...
Olek ziewnął, zaraz potem zaczęłam i ja. Mówią, że ziewanie jest zaraźliwe... Jak widać, po naszym przypadku, jak najbardziej.
- Idziesz spać? - spytał mnie.
- Chciałabym jeszcze pogadać, ale jestem wykończona. - czułam, jak powieki same mi się zamykają.
- No to idź... - uśmiechnął się. - Nie będę Ci przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz... Ale... Gdzie będziesz spać?
- Tu. - pokazał palcem na podłogę obok łóżka.
- No chyba sobie żartujesz!
- Jak chcesz... Mogę iść jeszcze na kanapę w salonie... - tajemniczy uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
- Ty kładź się tu. - pokazałam na łóżko. - A ja tu. - zatoczyłam ręką koło nad podłogą.
- Nie, nie, nie... Myślisz, że ci pozwolę? - zapytał podchwytliwie.
- Po tobie sądzę, że nie...
Nie zdążyłam dokończyć, kiedy zamknął mi usta pocałunkiem. Głębokim, namiętnym... Poczułam jego gorące ręce na swojej skórze.
Nagle przed oczami stanął mi obraz ojca... I jego "koleżków"... I tego... No właśnie...
Jednak odpędziłam tą myśl od siebie jak najdalej. Przy Aleksandrze mogę być bezpieczna...

***

(Lena)
Leżał martwy na moich kolanach. Anders. Krew rozlała się i wpiła w materiał sukienki. Ujęłam jego twarz w dłonie. Była zimna, wręcz lodowata. Zamknięte powieki. Fioletowe usta.
Z moich oczu popłynęły łzy. Gęste ciężkie łzy. To koniec...
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdzie jeszcze przed chwilą stała Pola. Zniknęła, zostawiając mnie sam na sam z ludźmi, których kochałam. Ale oni byli martwi...

Zdyszana i zalana zimnym potem usiadłam na łóżku. Odczekałam aż serce powróci do normalnego rytmu...

*****

Kolejny rozdział już za nami...
Przejściowy... Praktycznie same opisy i brak akcji, za co Was bardzo przepraszam...

Wybaczcie, że w takim długim odstępie, jednak najzwyczajniej w świecie - nie wyrabiam... :( szkoła jedna, druga... Musiałam zawiesić naukę języków... Szkoda gadać... A to dopiero początek...
Rozdział na nowym blogu także się ukazał, więc zapraszam :)

A jak Wam mija już drugi tydzień? ;)

Czekam na Wasze cenne opinie :)
Miłego dnia...

KOMENTUJESZ... = MOTYWUJESZ... ❤

10 komentarzy:

  1. Kochana moja..
    Dotarłam i po przeczytaniu całego rozdziału lekko mnie zmroziło. Siedzę sobie sama i czuję się lekko przerażona. Oczywiście chodzi mi o wątek Leny.. matko jedyna.. ale co to się stało? Ja rozumiem, że sen, bo każdy z nas ma koszmary, ale że tak?! Nie, nie.. za dużo jak dla mnie. Jestem mega wrażliwa i zaraz pewnie zacznę płakać. W sumie.. mówią, że sny należy interpretować odwrotnie, ale cholera tam wie... (przepraszam za słowo).
    Kinia i Olek - no nareszcie mogą się sobą nacieszyć! Jest super i niech tak zostanie.
    Pozdrawiam moja droga, buziaki ;*
    Ps. Lecę na drugiego bloga za moment ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo *.*
    Ach tą Ewa :'D Lepszego prezentu nie mogła wymyślić :D
    Kinga i Olek <3 Taaaacy słodcy! :3 A ja strasznie lubie takie słodkie pary!
    Jeju czekam na kolejny :33
    Weny życzę! <3
    Buziaki :**
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  3. Lena. To sen prawda? Ja pierdziele. Przepraszam że się wyrażam, ale to okropne, straszne. Masakra. Nie będę się rozpisywać, bo zaraz idę spać Fajnie że Kindze i Olkowi się układa, ale kurde, szkoda troche bo zawsze byłam #TeamJohann :D Czekam na kolejnego. Sądzę że u mnie niedługo pojawi się coś nowego, a ja Twoj prolog na nowym blogu przeczytam niebawem, gdy znajdę chwilkę wolnego czasu. Pozdrawiam :* I dużo weny i czasu życzę. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się ♥
    Świetny rozdział!
    O matko jedyna... końcówka po prostu... muszę chwilę się uspokoić, bo aż mnie ciarki przeszły po plecach. Masakra jakaś. Sny bywają dziwne, ale ten był straszny, po prostu straszny. Nigdy w życiu nie chciałabym, żeby coś takiego mi się przyśniło, bo chyba bym zawału dostała. Ale niby sny są tym, o czym najczęściej myślimy...
    Kinga i Olek, szczęście na całego ^^ Ale w sumie to dobrze, bo widać, że się nieźle dogadują. Chociaż... może Johann jeszcze wkroczy? :D Ale nie, może lepiej nie, nie psujmy tego :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Kinga rozdział boski, cudowny mój ulubiony
    Olek i Kinga kocham ich w twojej wersji.
    Tylko ten sen... straszny.
    Pozdrawiam gorąco.
    Ps. Przepraszam za krótki komentarz ale... następnym razem będzie dłuższy.
    Buziaczki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, hej. ;*
    Ten sen... On... Naprawdę, mówię to z głębi serca- ma siłę zamrożenia krwi w żyłach. Nawet nie mam słów... o.O
    Mam nadzieję, że to nie żaden proroczy sen czy coś w tym stylu... Nie! Nie! To nie może wydarzyć się naprawdę...
    Ok, muszę się uspokoić... Chociaż na chwilę. ;)
    Takim właśnie serum jest para- Kinga, Olek. ;) Jeeej, też tak chcę! ;D
    Oni są naprawdę rozkoszni. ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Heeej ;*
    Mi się rozdział podobał ;) Taki jaki jest nawet "przejściowy" ;p
    Co za okropny sen! ;/ Chociaż to co się śni to się nie sprawdza, więc może to i dobrze? ;) Tak czy inaczej ja bym już nie zasnęła...
    Między Olkiem a Kingą tak słodko <3 Chociaż czuję że coś się jeszcze wydarzy, w końcu jest jeszcze Johann, który niby już się z tym pogodził, ale zobaczymy jak będzie ;p
    Czekam na kolejny i buźka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Już jestem, dziś mam lekcje nieco później, dlatego postanowiłam zajrzeć. :*
    To był sen!
    Na całe szczęście!
    Wiesz czego się obawiam? Że ten sen może być... proroczy. Niejednokrotnie sny snawały się jawą... Mam nadzieję, że Ty tego nie potoczysz w ten sposób. ;)
    Ewa? Hahah :D Ona jest niemożliwa. Ale jednak Olek jest śmiały. Kinga od razu miała przymieżyć tę bieliznę... dobre. :)) Kurcze, oni tak do siebie pasują, że aż chce się na nich 'patrzeć'. ;))
    Czekam na kolejny! :*
    Buziak! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana, przepraszam że dopiero dziś, ale wreszcie jestem!
    Cudowny rozdział jak zawsze, absolutnie nie ma na co narzekać!
    Cieszę się czytając o szczęśliwej Kindze i jeszcze szczęśliwszym Olku. Są dla siebie jak najbardziej stworzeni! Za żadne skarby, żadna siła nie może ich rozłączyć!
    Sen Leny mnie troszkę zaniepokoił, oj powiało chwilą zgrozy.
    Wiedziałam, że Ewka nie zrobi zwykłego prezentu :D Jak widać, nie myliłam się :)
    Kochana na drugim blogu będę w piątek! Właśnie dlatego, iż szkoła średnia nie rozpieszcza....
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze! :)