Rozdział 5
"Wiedzieć dzisiaj co przyniesie jutro"
*****
- A więc już wszystko wiesz... - mama nie potrafiła oszczędzić mi szczegółów... Chciałam się dowiedzieć wszystkiego... TERAZ...
- Tak wiem... Ale chciałabym się dowiedzieć wszystkiego id początku... Jak to było? - próbowałam zachować spokój, ale nie zdało się to na wiele... Mój głos z litery na literę brzmiał coraz bardziej groźnie. Czułam na sobie wzrok trzech par oczu. Miałam wrażenie, że wszyscy czekają, aż się znudzę i w końcu sobie pójdę... Nie ma jednak tak dobrze!
Czułam jak serce i żołądek unoszą mi się do gardła. Już za moment bowiem miałam się dowiedzieć co tak na prawdę działo się w moim życiu...
***
(Aleksander)
Życie z kolegami to nie jest jednak taka łatwa sprawa jak mogłoby się wydawać... Zwłaszcza, kiedy są to między innymi: Piotrek, Maciek, Janek oraz Kamil. Taka nasza wspólna historia rozpoczęła się kiedy to ja dołączyłem do ich kadry. Od razu staliśmy się nierozłączni pod każdym względem. Tak na prawdę to nie wiele w tym momencie miało teraz dla nas znaczenia co się dzieje dookoła... Ważne dla nas było tu i teraz.
- Kto idzie ze mną? - zapytał Żyła. Szliśmy właśnie na kolejne zgrupowanie... To będzie chyba drugie w czerwcu... Za chwilę mieliśmy znowu zacząć sezon od początku...
- Ja mogę... - zadeklarował Maciej. I ci poszli razem na przedzie... Problem tutaj wynikł z tego iż chodnik najzwyczajniej w świecie był... Zbyt wąski... Jakie oni mają problemy... Ale to właśnie za to ich tak lubię...
***
(Anders)
Gazeta omal nie wyleciała mi z ręki. A to wszystko tylko i wyłącznie przez tych wkurzających dziennikarzy... No i przez Sjoeena, który mnie przestraszył swoim krzykiem. Chciałem, aby już nikt nie decydował za mnie i nie kierował tak moim życiem. W końcu... To moje życie...
- Co tak myślisz? - spytał mnie Phill przyglądając mi się bacznie. Nagle wyjrzał mi prze ramię. - Aaa... Dziennikarze są okropni...
Szczerze to chyba sam bym na to wpadł... Ale jak już powiedział no to dobra... Niech mu będzie... Byłem w tym momencie bardzo zły na siebie... Nawet nie wiem dlaczego...
- To może ja zamknę się w pokoju? Przynajmniej tam nikt mnie nie znajdzie... Albo znajdziecie mnie... Może za około dwadzieścia lat, jak już wyłysieję...
- Nie żartuj tak... Może po prostu... - zaczął Phillip.
- ...znajdziemy ci jakąś dziewczynę? - dokończył Forfang, który właśnie przyszedł do nas.
- Miałem na myśli: zamkniemy w szafie... Ale ten pomysł też jest dobry... - Phillip to wie jak mnie dobić...
Do domów wracaliśmy w mieszanych nastrojach...
***
(Olek)
Dzisiaj nastał nowy dzień. A jaki? Urodziny Maćka... Ugh... Znowu zapomniałem... Ale ze mnie kolega...
- Uhu! Gotowy? - spytał mnie Piotrek, który wparował do pokoju. Zaraz za nim wszedł Kamil i Jasiek.
- Ja zawsze. - odpowiedziałem. Ciekawe czy Maciej o czymś już wie...
***
- Kiedy miałaś dwa lata trafiłaś do domu dziecka. Byłaś tam chyba przez jakieś pół roku jak nie mniej. To właśnie stamtąd cie odebrałem. - mówił tata. - Z ojcem Leny chodziłem do szkoły. Znaliśmy się bardzo dobrze, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Mama natomiast chodziła do klasy z twoją matką... - zwrócił się do dziewczyny. Dorastaliśmy razem w wspólnym gronie, dopóki nie rozeszliśmy się po różnych liceach. Następnie po studiach znów się spotkaliśmy... No i tak jakoś wyszło... My nie mogliśmy mieć dzieci... A oni mieli dwójkę. Stwierdzili, że nie poradzą sobie z obydwoma. Nie wytrzymali by też finansowo. Jedno oddali do domu dziecka... A my je zabraliśmy... I byłaś to właśnie... Ty...
Słowa taty ukuły mnie w sam środek mojego serca. Zabolalo strasznie. Pomyśleć sobie, że jestem jakimś odrzutkiem, który ktoś wyrzucił do śmietnika, a potem wyjął z nadzieją, że może coś się zrobi... Czuję się okropnie... Spojrzałam na Lenę, która cały czas czuwała przy mnie. Chwyciłam ją za rękę i obie wybiegłyśmy z kuchni. Ale tylko ja z wielkimi łzami duszącymi mnie od środka.
***
(Olek)
O kurde... Teraz mi się przypomniało... Nie mam prezentu! Jak ja mogłem to zapomnieć? Ale ze mnie dobry kolega...
- O jacie... Zapomniałem... - powiedziałem. Piotr machnął tylko ręką.
- Wiedziałem... - przyznał mrugając do mnie. - Dlatego sam wszystko przygotowałem...
- Jakiś ty pracowity! - Kamil nie oszczędzał... - A kto Ci pomagał?
- Eee... Duchy!!!
- Dobra to zbieramy się czy nie? - spytał Janek. - Maciek na nas czeka!!!
No to idziemy...
***
(Anders)
Popatrzyłem na zegar. Wskazywał już 23:59. Zaraz północ...
Nagle poczułem jak w mojej kieszeni wibruje mój telefon. Popatrzyłem na wyświetlacz... To był Sjoeen... Ciekawe czego znowu chce... Pewnie znalazł mi jakąś dziewczynę... Wcale bym się nie zdziwił... Ostatnio dzwoni dość często z tego powodu. Po paru sekundach w końcu odebrałem...
- No co tak długo, człowieku!? - głos Philla był zdecydowanie zdenerwowany...
- Spokojnie... Co się stało, że dzwonisz tak późno?
- Słuchaj... Na mailu podałem Ci link do pewnej strony... Proszę cię... Musisz to zobaczyć...
- Dobra... - bałem się coraz bardziej... Chyba nigdy Phillip m ie był aż taki nerwowy.
- To dalej... Czekam... Zadzwonię za 5 minut...
- Okey...
Powiedziałem tylko szybko i rozłączyłem się. Poszedłem do pokoju i włączyłem lapka. Wpisując login i hasło do konta trzęsły mi się ręce. Musiałem chyba z pięć razy zaczynać od nowa... Po wielu próbach zdołałem się zalogować. Znowu miałem nie przeczytanych prawie 20 wiadomości. Ale dla mnie teraz, w tym momencie liczyła się tylko jedna. Kliknąłem na wiadomość od Sjoeena... Otwierała się bardzo powoli... W czasie otwierania przestraszyłem się dźwięku dzwonka... Dzwonił Phill.
- I co? Widziałeś? - dopytywał.
- Nie jeszcze... Ciągle Twoja wiadomość się otwiera.
- Za chwilę oddzwonię...
- Dobra...
Kładąc telefon na stół popatrzyłem znowu na zegar. Wskazywał już 0:28... A jutro trening... Oczywiście jak zawsze wcześnie. Ale jak Phillip mówi że to ważne..?
Parę chwil potem strona załadowała się.
"Anders... Sorry, że cię teraz nie pokoje... Ale musisz to zobaczyć.
Patrz, link..."
Pod spodem rzeczywiście znajdował się link... Nie zastanawiałem się ani chwili dłużej i go kliknąłem. Ten również otwierał się bardzo wolno... Jak na złość...
- I co, masz już? - odebrałem telefon od Sjoeena.
- Tak... Znaczy jeszcze nie, bo strona się ładuje...
- Znowu?
- Czekaj... Już jest...
Zamurowało mnie...
***
(Olek)
- Wszystkiego najlepszego!!!
Zawołaliśmy razem, kiedy Maciej pojawił się w drzwiach...
Wyglądało to trochę zabawnie... No nie powiem... Sam Kot wybuchł śmiechem. Ja siedziałem na fotelu... Noga na nogę... No oczywiście z czapeczką na głowie! Nade mną stał Piotrek trzymając w jednej ręce swój prezent a w drugiej trzymając nogę Jasia, który właśnie się przewracał... No można by tak powiedzieć. Jasiek, no właśnie. Ten stał na rękach z jedną nogą na stoliku od telewizora, a drugą trzymał mu Żyła. Kamil zaczął pozować jak do zdjęcia... Ogółem... Było bardzo ciekawie...
- Dziękuję... - po wielu chwilach gromkiego śmiechu Maciej podszedł do nas i wszystkim z osobna podziękował, odbierając wielkie kartony, zapakowane w ozdobny, kolorowy papier.
Świętowaliśmy aż do późnej nocy, kiedy to zadzwoniła Ewa i Justyna, które zmartwione i lekko już wściekłe kazały wszystkim wracać do domu...
*****
Hej... :*
Dzisiejszy rozdział miał się pojawić w tamten wtorek... Jednak tyle się wydarzyło, że już sama nad tym wszystkim nie panowałam...
Mam nadzieję jednak, że rozdział się Wam podoba... :)
Mi osobiście... Nie zbyt... :(
Czekam na wszystkie Wasze cenne opinie. <3
KOMENTUJESZ... = MOTYWUJESZ... <3
Rozdział jest super,więc nie wiem co Ci się w nim nie podoba.
OdpowiedzUsuńRodzice Kingi nie powinni ukrywać przed nią faktu,że jest adoptowana. Prawda zawsze wyjdzie na jaw.
Jestem bardzo ciekawa tego co Philip wysłał do Fannisa. Czyżby kolejny artykuł tylko,że tym razem na stronie internetowej?
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
Buziaki. ❤
Już jestem :)
OdpowiedzUsuńI proszę mi tutaj nie narzekać, bo rozdział jest sympatyczny :) Nie rozumiem postępowania rodziców Kingi. Dlaczego tyle z tym zwlekali? Myśleli, że się nigdy nie dowie? Naprawdę nie powinni tak długo jej oszukiwać... O kurczę, co tam nasz Philipp wysłał ciekawego? Aż się boję... Ale nasi chłopacy po prostu rozwalają mnie na łopatki :D
Weny i buziaki :**
PS. Zapraszam do siebie na ósemkę :)
Matko.. super :) Daj następny, bo mnie już ciekawość zżera, co mogło być w tym linku. Wszystko to takie tajemnicze.. aż nie wiadomo czego się złapać. Nasi chłopacy jak zwykle najlepsi! Pod każdym względem. Dodatkowo wiadomo, że kłamstwo ma krótkie nogi, więc czemu rodzice tak oszukiwali Kingę przez te wszystkie lata? Nie lepiej powiedzieć dziecku jak zaczyna rozumieć, co nieco? Ech.. trudne to wszystko jest, nikt nie ma łatwo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
skoki-z-miloscia-w-tle.blog.pl
Umieram z ciekawości! Co to za link? Co to za strona?
OdpowiedzUsuńI tak w ogóle to bardzo mi szkoda tego Fannemela, tak go wszyscy wiecznie swatają i swatają... biedak ma tyle na głowie, sam chce sobie poradzić, a wiecznie ktoś mu marudzi nad głową: dziewczyna, dziewczyna, dziewczyna... raczej nie ma za wesolo.
A Kinga... tak staram się zrozumieć jej myśli, ale one są... troszkę sprzeczne z tym, co się wydarzyło. Nikt jej nie wyrzucił jak czegoś zbędnego, tylko rodzice nie dawali finansowo rady. Poza tym... nowi rodzice też nie wzięli jej dlatego, że "może coś z niej będzie czy może coś da się z niej zrobić" tylko dlatego że chcieli dziecka, a nie mogli go mieć. Jedyny żal jaki może mieć to taki, że tak długo to przed nią ukrywali. Takie sytuacje są bardzo ciężkie.
Moja kuzynka dobrych kilka lat temu też adoptowała dziewczynkę. Długo się z mężem zastanawiali, czy jej powiedzieć. W końcu zdecydowali, że tak. I nawet prawda jak się okazało, nie była dobrym rozwiązaniem. Teraz Ania ma 12 lat, wie wszystko, ale czuje się dość niepewnie. I jak sama mówi, poznanie prawdy w niczym jej nie pomogło. Ale są dobrą rodzinką.
I mam nadzieję, że Kindze też się ułoży. Rodzice adopcyjni przecież bardzo ją kochają. Nie jest sama, ma rodzinę. I od teraz prawdziwą przyjaciółkę, a jednocześnie siostrę.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Lilka :)