Rozdział 29
"Jestem tym, kim powinienem... A moje życie zależy tylko od Ciebie..."
*****
(Lena)
Wszystko gotowe, zapięte na ostatni guzik. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdeterminowana i pewna tego co chcę i co robię. Powolna melancholijna melodia zaczęła pieścić uszy. Piękny utwór był jedną z tych rzeczy, które napędzały mnie jeszcze więcej. Największą jednak rzeczą był tylko i wyłącznie ON. Nikt inny, choćby nie wiem, jak się nie starał, nie zastąpi mi jego. Ani nawet moja siostra... To po prostu niemożliwe. Czy byłam kiedykolwiek tak pewna swojego wyboru? Nie... Chyba nie. Ale czy teraz mam zrezygnować? Nie jestem w stanie.
Chcę być szczęśliwa, chcę pokazać samej sobie, że potrafię. Po prostu chcę.
Obok siebie spostrzegłam tatę, na którego to twarzy malował się delikatny uśmiech, a w jego oczach, pod powiekami, dusiły się słone łzy. "Chłopaki nie płaczą", jak to mówią, ale każdy przecież ma emocje. Każdy ma prawo, aby od czasu do czasu uronić tą łzę, która zmyje wraz ze sobą smutek i żal. Ojciec robił to właśnie teraz.
Wiem, że ma do mnie żal, że opuszczam go w najmniej odpowiednim momencie, jednak wiem, że lepszego i tak nie będzie. Co jeżeli to będzie jedyna słuszna decyzja w moim życiu? Wiem jedno... Są dobrzy ludzie na tym świecie, którzy zawsze będą mnie wspierać.
Jeszcze ostatnie poprawki fryzury i sukienki i ruszamy...
***
(Anders)
Garnitur, muszka, a może jeszcze to... Nie, chwila... Tamto... Wszystko byle by tylko ten dzień okazał się najlepszym.
Stojąc tak, przed ołtarzem, miałem przed oczami twarze ludzi, twarze najbliższych. Wszystkie uśmiechnięte, pogodne, dodające więcej energii i odwagi. Sam mimowolnie się uśmiechałem, bo przecież bycie smutnym nawet nie pasowało do okazji. Melodia dostawała się do moich uszu, stawała się coraz głośniejsza. Nagle wszyscy odwrócili swoje głowy, ja zszedłem na drugi plan... Lecz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, gdyż teraz liczyła się tylko panna młoda, idąca powoli, równym krokiem wraz ze swoim ojcem. Biała suknia z długim welonem tylko dodawała jej uroku, jakiego nie brakowało jej nigdy. Wyglądała po prostu oszałamiająco.
Z tego wszystkiego, nawet nie spostrzegłem, kiedy nagle padło nasze sakramentalne "tak". Ludzie zgromadzeni zaczęli wiwatować, krzyczeć, śmiać się... Dużo emocji cisnęło się w środku pomieszczenia. Spojrzałem Lenie prosto w oczy, co i tak robiłem już od dłuższego czasu. Te błyszczące, kolorowe tęczówki, były takie znajome... Jednak za każdym razem, kiedy się w nie wpatrywałem, pojawiało się coś nowego, co musiałem odkryć na nowo. Nowe uczucie, nowe pragnienie, nowy, ale znany błysk. To wszystko tworzyło jedną, zgrabną całość i sprawiało, że rozpływałem się i to dosłownie.
Położyłem ręce na jej smukłej talii, a ona swoimi dłońmi chwyciła delikatnie moją twarz. Mogłem śmiało powiedzieć, że jeszcze tak się nie czułem. To było coś wspaniałego. Każdy pocałunek z Leną był z pewnością wspaniały... Ten jednak był wyjątkowy...
Wsiedliśmy do czerwonego samochodu, który zawiózł nas na miejsce weseliska.
***
Widok zadowolonej Leny i szczęśliwego Andersa... No, czegóż więcej można chcieć? Osobno wyglądali super... Ale tylko razem tworzyli niesamowitą, fenomenalną parę.
Poczułam, jak ktoś delikatnie palcem, gładzi moje ramię. Odwróciłam się i napotkałam tak bardzo znajomy wzrok. Barwne tęczówki Olka, wyrażały wszystkie emocje.
- Czy mogę piękną panią prosić do tańca? - zapytał wielce szarmańskim głosem. Na naszych twarzach od razu pojawił się szeroki uśmiech. Chwyciłam jego ciepłą dłoń i odeszłam od stolika, zostawiając znajomych skoczków z Polski, wraz ze swoimi rodzinami. Ci również tylko się uśmiechali.
- Nie wiedziałam, że umiesz tak tańczyć. - powiedziałam, kiedy wirowaliśmy na środku parkietu, tuż obok nowo upieczonej pary młodej.
- A ja nie wiedziałem, że jesteś taka piękna. - okręcił mnie wokół własnej osi. - Nie... Chwila... To już wiedziałem. - uśmiechnął się zbójnicko. Położył swoje ręce na moich biodrach, a ja splotłam swoje wokół jego szyi. Uniosłam się na palcach, aby musnąć ustami jego policzek. Zamknął na chwilę oczy. Wyjrzałam zza jego ramienia, gdzie zauważyłam szczęśliwego Johanna, siedzącego obok szczupłej blondynki, było widać, że się dogadują. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, na co Forfang uśmiechnął się lekko. Ja i tak z wielkim bananem na ustach pognałam wraz z Aleksandrem w głąb parkietu.
Tańczyliśmy już nie wiem, który kawałek z rzędu, poczynając od szybkich aż do wolnych kawałków. Każdy z nich był na swój sposób idealny...
Kiedy jednak orkiestra zebrała się w sobie i rozpoczęła grę kolejnego szybkiego kawałka, zobaczyłam, jak Johann podchodzi do nas i kładzie swoją dłoń na ramieniu Zniszczoła.
- Odbijamy... - kąciki jego ust uniosły się ku górze. - Wybacz, ale na chwilę zabiorę ci twoją księżniczkę.
Spojrzałam na Olka. Było widać, że nie miał nic przeciwko, przecież jeszcze cała noc przed nami. Uniósł ręce w geście kapitulacji i mrugnął do mnie. Po chwili zauważyłam, jak już tańczy z Leną.
- I jak tam żyjecie? - zapytałam pokazując brodą na dziewczynę siedzącą przy jednym ze stołów.
- Nawet dobrze. Camilla jest wspaniałą dziewczyną. Ale za to takich ładnych kuzynek, to na świecie nie ma. - obejrzał się i pokiwał sympatycznej blondynce. Rozmawiałam z Camillą już te parę razy i muszę przyznać, że ona jest wręcz idealną dziewczyną dla mojego kuzynka. A jak się poznali? Haha, to dzięki mnie! Ma się to coś...
- No weź... Ale ty chyba na serio się w niej zabujałeś... No przyznaj się kochasiu! - niech mi tutaj nie próbuje mówić, że nie... Znali się tydzień. Dosłownie tydzień, ale od razu mogę powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Mówią, że takie coś to tylko w bajkach... No nie! A Johann jest tylko na to żywym dowodem!
W pierwszym dniu gadali ze sobą bez przerwy... W drugim, pisali miłosne kartki, liściki... Od trzeciego dnia, Forfang śpiewał jej serenady pod balkonem... Normalnie jak "Romeo i Julia"...
Ale cieszyłam się jego szczęściem. Taki chłopak jak on zasługuje na nie w 100%. Po chwili zauważyłam, jak mój kochany szwagier podchodzi do nas i zamienia się miejscem z Johannem. Ten odszedł z szerokim uśmiechem do Camilli.
***
(Lena)
Czułam, jak z tyłu mojej głowy Anders wiąże ze sobą dwa końce beżowej chusty. Teraz nie widziałam już nic. Gdzie tu jeszcze rzucić welonem?! Zostałam poinformowana przez męża... Jeju, jak to brzmi, muszę się przyzwyczaić do tego określenia... Że, kiedy muzyka ucichnie mam rzucać. No to dobra... Niech mu będzie. Słyszałam, jak dziewczyny powoli ustawiają się i tworzą zgrabne koło, a przynajmniej tak mówił prowadzący kapeli, która prowadziła całą imprezę. Nagle zespół zaczął grać, a ja niepewnie miętoliłam w palcach delikatny kawałek materiału. Trochę to dziwne uczucie, kiedy wszyscy na ciebie patrzą, a ty ich nie widzisz... No, ale kiedy się tak zastanawiałam, nagle muzyka ucichła, a ja rzuciłam welon za siebie...
Szybko zdjęłam przepaskę i oglądnęłam się. Biały skrawek tiulu wylądował dosłownie na głowie Kingi, zaplątując się w jej koka. Zaśmiałam się w głos, widząc jej zdziwienie i podbiegłam do niej z otwartymi ramionami. Uściskałam ją mocno, a kiedy już się odkleiłyśmy od siebie zauważyłam, jak Olek szczerze się uśmiecha... Wyglądał, jakby coś kombinował... Hm...
***
(Olek)
Była dokładnie piąta nad ranem, kiedy weselisko dobiegało końca. Większość gości już pojechała do domów, została może tylko niewielka garstka osób. Obok mnie, przy stole siedziała Kinga, która już ledwo widziała na oczy. Oplotłem ją ramieniem i pozwoliłem na to, aby się przytuliła. Poczułem jej ciepło, kwiatowy zapach jej włosów, tą delikatność, którą miała w sobie bez względu na sytuację, na to co ją spotkało. I usłyszałem ten znajomy śmiech, ten piękny śmiech, którego mógłbym słuchać zawsze i wszędzie...
Siedząca naprzeciwko nas Lena uśmiechnęła się, a Anders, który był tuż obok niej i trzymał kurczowo jej rękę, jakby się bał, że dziewczyna mu zaraz ucieknie, spojrzał zaciekawiony. Między siostrami było zaledwie piętnaście godzin różnicy, one same poznały się dopiero można by rzec, niedawno. Wydawało się za to jakby znały się od urodzenia. Anders, jak i ja, poznaliśmy je ledwo po tym, jak one spotkały się po raz pierwszy. Tutaj też miałem wrażenie, jakbyśmy się znali niewiadomo ile czasu. To właśnie było piękne, wszyscy bez względu na wszystko, byliśmy bliscy sobie, jak rodzina, byliśmy i to się liczyło.
- Chodź, bo widzę, że zaraz mi tu padniesz. - powiedziałem do Kingi, która już prawie usnęła w moich ramionach.
- Dobrze... No może trochę... - odpowiedziała, wstając chwiejnie na niewysokich szpilkach.
Złapałem ją za ramiona, nie pozwalając, aby się przewróciła. Rzeczywiście była już wykończona.
- Coś ty piła? - uśmiechnąłem się, na co spojrzała na mnie spode łba.
- Soczek. - posłała mi ironiczny uśmiech. - No chyba, że mi coś dolałeś...
- Chodź, chodź, bo już głupoty gadasz... - chwyciłem ją pod ramię i udaliśmy się po schodach, do pokoi, które znajdowały się w budynku restauracji. Weszliśmy do środka jednego z nich, a naprzeciwko drzwi stało wielkie łoże małżeńskie. - Połóż się, a ja będę czuwał.
- No chyba śnisz! - jej oczy nagle zrobiły się wielkie, jak pieciozłotówki.
- No dobra... Ja chyba też na chwilę się położę.
Po chwili Kinga leżała już, wtulając głowę we wnętrze poduszki, a ja poszedłem jeszcze na dół do sali po coś do picia. Gdy przyszedłem, moja księżniczka już spała. Jej ciało unosiło się lekko przy każdym wdechu i wydechu. Nie chciałem jej obudzić, więc po prostu usiadłem na jedno z krzeseł, które stało obok łóżka. Wyglądała tak niewinnie, słodko. Jedyne czego pragnąłem najbardziej w tej chwili, to aby mieć ją przy sobie już do końca i jeden dzień dłużej. Kocham ją i to jest pewne. Nie byłbym w stanie pokochać nikogo bardziej, niż ją. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje oczy zaczęły się zamykać, położyłem się obok niej, a potem nawiedził mnie jeden z najlepszych snów w moim życiu. Wiedziałem co mam zrobić. Niech sen, stanie się rzeczywistością...
***
(Anders)
Przed nami jeszcze całe życie... Jeszcze wiele chwil, pięknych momentów spędzonych razem.
Kątem oka zauważyłem, że moi rodzice, wraz z rodzicami Leny i Kingi, idą w naszym kierunku. Lenka była szczęśliwa także dlatego, że jej matka mogła być i wspierać ją w tak ważnym dla córki wydarzeniu. Nie widziały się tyle czasu, aż do dzisiaj.
- Witamy w rodzinie. - mój tata uścisnął moją żonę, która tryskała radością. Ciepło na sercu robiło mi się, kiedy widziałem, jak oni się ze sobą dogadują. Od kiedy mama z tatą, poznali Lenę, traktowali ją jak własną córkę. Polubili się. Za to ojciec panny młodej nadal patrzył na mnie krzywo. Dobrze, że chociaż jego żona próbowała go jakoś do mnie przekonać.
Lena szepnęła mi na ucho, że mnie kocha. Dreszcz przebiegł po moim ciele.
A ja w głębi byłem uradowany, że jej sen okazał się tylko snem.
Byłem chyba szczęśliwszy niż nie jedno dziecko, które dostało upragnionego lizaka. Teraz już po kres naszych dni będziemy szczęśliwi...
***
Obudziłam się, a tuż obok leżał Olek, który obejmował mnie ramieniem. Nie chciałam go budzić, więc delikatnie ściągnęłam z siebie jego ramię, uśmiechając się przy tym. Ten chrapnął tylko głośno, ale spał dalej. Spojrzałam na zegarek, ustawiony na jednej komodzie w rogu pokoju. Była dokładnie czternasta.
Przeciągnęłam się i jeszcze raz spojrzałam na jego twarz. Już nie spał. Patrzył na mnie, jego kolorowe tęczówki miały magnetyczną moc. Usiadł, a ja przybliżyłam się do niego. Chwilę później nasze twarze złączyły się w głębokim pocałunku...
*****
Na początku strasznie Was przepraszam... Obiecałam rozdział tydzień temu, ale jednak się nie wyrobiłam... Przepraszam...
Ale teraz mi się udało coś tam napisać i obiecuję że następny rozdział będzie w sobotę :) już ostatni... :'( A potem tylko epilog... Nie chcę się z Wami rozstawać...
Czekam na wszystkie opinie i te dobre i te złe :)
Pozdrawiam i życzę Wam miłego dnia... ;)
Buziaki ;*
"Ale teraz mi się udało coś tam napisać (...)? Ty sobie kpisz dziewczyno !!???
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne, piękne, boskie, fantastyczne, zaje*iste.
Lena i Anders normalnie pozazdrościć każdemu z osobna takiej drugiej połówki.
Johann zakochany człowniek, normalnie cieplej na sercu się robi gdy się o nim czyta.
No i wreszcie nasza kochana Kinga i jej ukochany Aleksander tacy słodcy, że aż ... po prostu brak jakich kolwiek słów. Dlaczego tak w życiu realnym nie może być?
Dlaczego w sobotę już ostatni???? Jak coś mi się spodoba to musi się kończyć. :-(
Chyba przeczytam je jeszcze raz od początku.
Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo gorąco.
Z niecierpliwością czekam na ostatni rozdział z nadzieją na równie piękne obrazy.
Ps. Dziękuję za komentarze u mnie i zapraszam.
Jeszcze raz pozdrawiam gorąco. :-)
A ja tak dziś właśnie myślałam o Tobie i o Twoim blogu, zastanawiając się czemu nie ma kolejnego, a tu proszę! Jest. ;*
OdpowiedzUsuńSzkoda jedynie, że to ostatni rozdział... ;(
Epilog? Nie... ;/
Ech, ale żyjmy teraźniejszością póki co...
Rozdział jest wspaniały. ;)) Zazdroszczę Lenie i Andreasowi- ach. ♥Mogłabym czytać o nich godzinami, wiesz? Uwielbiam takie wątki. ^^
Kinia oraz Olek też nie odstają. Wszystko jest piękne, idealne. Pełno miłości. Podoba mi się takie życie! ;*
Kochana..
OdpowiedzUsuńJest pięknie! I tak już musi zostać.. po prostu musi. Nie waż się nic więcej mieszać w życiu bohaterów! Epilog widzę tak - jakieś dziecko, potem drugie, trzecie.. nasze kochane pary szczęśliwe do końca życia :)
Tą Twoją nieobecność, można Ci właśnie wybaczyć, bo przychodzisz do nas z cudownym rozdziałem.
Chyba nikt z nas nie chce końca..
Pozdrawiam Kochana ;*
Ps. Przepraszam za mało ogarnięty komentarz, ale dosłownie niedawno weszłam do domu.. pochorowałam się z tego zimna, ale warto było! Skoki i skoczkowie super :)
'COŚ TAM napisać' Dziewczyno to nie tylko coś, to jest po prostu genialne coś. Do czego z resztą nas już przyzwyczaiłaś. Świetnie się czytało o nich wszystkich, zwłaszcza o zakochanym Johannie, bo przecież zawsze byłam #TeamJohann. Czekam (z przykrością z resztą, że się już kończy) na epilog :* Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńMelduję się :)
OdpowiedzUsuń"Coś tam napisać"? No błagam cię! Przecież jest świetnie! ^^
Ale nam się tutaj uroczo robi. Wszyscy są w sobie zakochany. Lena i Anders to po prostu miód, cud i maliny :D
No i Kinga i Olek. U nich też jest sympatycznie. W końcu mają siebie, po wiele wybojach, jakie napotykali na swojej drodze :)
Ostatni? Kurczę, jakoś mi się smutno zrobiło... :( Jestem strasznie ciekawa, jak zakończysz tą historię.
Buziaki :**
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, ten rozdział na górze jest cudowny! Nie masz absolutnie na co narzekać, a wręcz nie możesz, nie pozwalam Ci! :D
Anders i Lena w końcu doczekałam się ich cudnego dnia. Są bardzo szczęśliwi a to najważniejsze, oboje na to w pełni zasłużyli.
Z kolei Kinga z Olkiem tworzą również wspaniałą parę, ale trochę inna mam wrażenie. Oboje w tej relacji są tacy delikatni, słodcy. Bardzo miło się czyta!
Johann się zakochał! I dobrze, należało się chłopakowi :D
Dlaczego jeszcze tylko jeden i epilog? Ja nie chcę rozstawać się z kolejną historią :'(
Buziaki ;**
Cudo,cudo,cudo <3
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to hej :*
Jak ja nie chce końca ;( Ale cos czuje,że Oluś chce się oświadczyć Kindze *.* Tylko na to czekam :3 Anders i Lena tacy szczęśliwi :* Oby im sie wiodło jak najlepiej ;) Johann znalazł drugą połówkę :) No i bardzo dobrze . Byle tym razem szcześliwie trafił.
Czekam na kolejny :*
Weny i buziaki :*
Gabi
Co do poślizgu czasowego, to nie masz za co przepraszać, bo doskonale wiem o czym mówisz. :)
OdpowiedzUsuńWiem, że ciągłe pisanie, iż rozdział jest genialny, boski, cudowny... jest nudne, ale nic nie poradzę, że tak jest. :)
Lena i Anders są w sobie bezgranicznie zakochani i zatraceni... Mogłabym o nich czytać i czytać. ;)
Ślub okazał się ideałem.
Podobało mi się absolutnie wszystko. A szczególnie welon, który wpadł na głowę Kingi. :)
To znak.
Być może teraz to na nią przyszedł czas. Na nią i na Olka. ;)
Wyrobił się chłopak. :D i to bardzo! ^^
Czekam na kolejny! ;)
Ale wiedz, że nie chce ostatniego rozdziału... ;(((
Buziaki! :*