Strony

1 lipca 2015

Rozdział 9

Rozdział 9

"Spojrzeć na to co niewidzialne"



*****

(Lena)
Kinga taka bezbronna... Leży teraz na łóżku w szpitalu. Kiedy tak patrzę na nią przez szybę lecą mi łzy... Jest podłączona do pikającej aparatury, z której wychodzą różnokolorowe rurki... Właśnie do sali weszła jakąś pielęgniarka. Miała w ręku jakieś strzykawki. Jedną wcisnęła do kroplówki, drugą natomiast w jedną z rurek, która dochodziła do wenflonu, który Kinga miała w ręce. Kiedy już to zrobiła, wyszła.
- Dzień dobry... Mogę wejść? - zapytałam jej.
- Tak... - podała mi jakiś niebieski fartuch foliowy. - Tylko załóż to... I nie siedź tam za długo...
Pokiwałam twierdząco głową i uchyliłam drzwi.
W środku pachniało bardzo dziwnie. Na czele wysuwał się zapach leków. Rozejrzałam się dookoła. Sala była jednoosobowa, a pod ścianą stała wysoka szafka z lekami i opatrunkami. Przysunęłam sobie taboret i usiadłam tuż obok łóżka. Spojrzałam na twarz siostry. Była... Nieruchoma. Nie wyrażała też żadnych emocji. Ujęłam jej zimną rękę w swoje ciepłe dłonie. Czułam jakbym dotykała lód. Jej koścista ręka... Prawie nie czułam, że ją trzymam. Była lekka jak piórko. Panowała ogromna cisza, nie było słychać żadnych dźwięków, po za kapiącą cieczą w woreczku...
Po jakiejś dobrej chwili poczułam jak ręka Kingi staje się cieplejsza. Odwróciłam twarz w jej stronę i ujęłam jej dłoń mocniej. Na to ona odpowiedziała lekkim uściskiem.

***

(Olek)
Nie wiem co mam robić dalej. Czuję się tak jakby rozdarty... Z jednej strony, muszę dotrzymać obietnicy danej trenerowi... Z drugiej natomiast, chciałbym, aby inni też wiedzieli. Czuję się źle z tym, że tylko ja wiem co tak na prawdę się dzieje. Nikt poza mną co prawda nie powinien wiedzieć, według Kruczka. Ja jednak jestem zupełnie innego zdania. Teraz będę musiał się pilnować żeby wszystkiego nie wypaplać... Ugh... No to jestem ciekaw jak sobie z tym poradzę... Oklapłem na łóżko. Nie leżałem tak długo, bo zaraz usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich i uchyliłem je. O nie... Przyszli całą czwórką...

***

(Anders)
Zostawiłem ten wazon nadal stłuczony na ziemi. Nie chciało mi się tego sprzątać, a chciałem zobaczyć czy coś się stanie. Wycofałem się powoli i usiadłem na krześle obok stołu w salonie. Czekałem aż coś się przydarzy... Nie musiałem tak siedzieć długo. Już po paru minutach słyszałem jakieś szmery w kuchni. Schowany nadal za rogiem ściany patrzyłem na osobę, która wydaje te dziwne odgłosy. To była Liv... To ona...

***

Widzę ciemność... Kompletną. Czuję tylko jak ktoś trzyma mnie za rękę próbuję ją uścisnąć, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Chciałabym dać jakieś oznaki życia... Choćby tylko otworzyć oczy. Nie czuję nóg... Dlaczego??? Nagle nastaje wielki ból... To prawa łydka. Ból był starszny, a nie mogłam na to nic, a nic poradzić. Nasilał się z każdą sekundą...
Nastała jasność...

***

(Olek)
- Elo, elo!!! - Piotrek wyskoczył jak z wystrzelony z procy w moją stronę. Zatrzymał się kilka milimetrów ode mnie. Zaraz za nim wszedł Maciej, Jasiek i Kamil.
Dlaczego musieli akurat teraz? Przecież ja im wszystko wygadam!!!
- Co tam? - spytał Kamil, który najwyraźniej zauważył na mojej twarzy dziwny wyraz...
- A nic... - spróbowałem się uśmiechnąć.
- Coś ci jest? - zapytał Maciek.
- Nie... A dlaczego tak myślisz? - nie chciałem żeby cokolwiek się wydało.
- Uśmiech ci nie wyszedł... - tak... Dlaczego Kot musi być taki spostrzegawczy?
Jasiek nagle zniknął z mojego pola widzenia. Zacząłem szukać go wzrokiem po pomieszczeniu. Był właśnie koło mojego łóżka, gdzie położyłem list...
- NIE!!! - wykrzyknąłem i rzuciłem się na kanapę, wyrywając list z rąk Zioberka. Mam nadzieję że nic nie zdążył przeczytać.
Przeleciałem z jednej strony łóżka na drugą. No cóż... Trochę bolało, ale przynajmniej nic się nie wydało... Na razie.
Wstałem powoli zadowolony z siebie. Czułem jak inni stoją z rozdziawionymi ustami i patrzą na mnie zdziwieni.
- Bez komentarza... - udało mi się wydusić.
Bez słowa odwrócili się i weszli do salonu...

***

(Lena)
Kinga!!! Otworzyła oczy!
- Kinga... Hej... To ja... Lena... - nie wiedziałam co mam powiedzieć. Było to dla mnie dziwne... No cóż, nie wiedziałam czy jeszcze mnie pamięta... No i co jej jest.
Powoli odwróciła głowę w moją stronę... Jej usta wygięły się w podkówkę. Na twarzy pojawił się grymas bólu i rozpaczy.
- Lena... Noga... - wydusiła z siebie z wielkim trudem.
Mój wzrok razem ze słowami powędrował na nogę siostry. O kurde... Kołdra przeciekła krwią... Na wylot...
- Pomocy!!!

***

(Anders)
- Co ty tu robisz? - wyszedłem zza narożnika ściany. Dziewczyna odskoczyła jak poparzona. Przestraszyła się na mój widok.
Czy wyglądałem aż tak źle?
Pięści zacisnęły mi się tak, że aż kostki zlały się bielą. Oczy miałem przymróżone, a czoło zmarszczone.
Dziewczyna patrzyła na mnie.
Zamarła w bezruchu.
- Dlaczego to robisz...? - zapytałem zły.
Nie odpowiedziała...

***

(Olek)
Siedziałem w pokoju. Panowała ogromna cisza, nikt się nie odzywał. Myślałem o tym, czy któryś z nich coś już zaczął podejrzewać. W końcu nie zachowywałem się normalnie już od jakiegoś czasu... Czyli od dzisiaj rana.
- No to co? Ja lecę na skocznie!!! Kto skacze ze mną? - Piotrek jak zawsze musiał pierwszy przerwać ciszę. Ale powiem szczerze, że cieszę się, że zaproponował pójście na trening... Może tam się jakoś odreaguje... I zapomnę na chwilę o tym wszystkim.

***

(Lena)
- Proszę bardzo o wyjście z sali... - pielęgniarka, która właśnie przebiegła mówiła do mnie... Słyszałam ją jak przez mgłę... Patrzyłam na Kingę, nie wiedziałam co takiego się dzieje. Łzy płynęły mi po twarzy. Ręką zasłoniłam sobie usta. Straszne było widzieć jak własna siostra cierpi i zwija się z bólu... Nagle pusta sala zapełniła się lekarzami i pielęgniarkami. Wszyscy latali dookoła łóżka, sprawdzali wszystkie monitory, podłączali kroplówki, jeden z nich zajmował się nogą... A ja? Nie potrafiłam się ruszyć. Chyba jeszcze nigdy nie byłam w takim wielkim strachu. Serce biło mi tak głośno, że pomimo zgiełku jaki panował w pomieszczeniu, chyba wszyscy je słyszeli. Nigdy wcześniej nie przeżywałam czegoś takiego...
- Niech pani opuści sale... - teraz mówił lekarz. Tego też niestety nie słuchałam. Nie mogłam zostawić Kingi samej. Nie umiałam.
Po chwili jeden z lekarzy i pielęgniarka wzięli mnie pod ramię i zaprowadzili za drzwi. Teraz musiałam oglądać wszystko zza grubej szyby. Z tego wszystkiego chyba najbardziej bolało mnie to iż nie mogę na to nic poradzić...

***

Przeraźliwy ból w nodze... Nagle w pomieszczeniu znalazło się tyle osób... Widziałam ich jak przez mgłę. Cały obraz przed oczami miałam zamazany... Wyraźne były tylko kontury. Nie mogłam się skupić... Słyszałam rozmowy lekarzy, ale docierały do mnie dopiero po jakimś czasie.
- Złamanie się przedmieściło...
- Trzeba zatamować krwotok...
- Jedziemy na operację...
- Wołajcie tą dziewczynę, która tutaj była...
Dziewczynę? Czyżby Lena? Ciągle tu jest...?
Pielęgniarki przeniosły mnie na coś w rodzaju noszy. Słyszałam jak skrzypią kółka, jak trzeszczą otwierane drzwi. W oddali unosiła się rozmowa ludzi. To był koszmar... Najgorsze chyba było to... Że byłam bezsilna...

***

(Lena)
Pobiegł do mnie jeden z lekarzy.
- Zna pani pacjentkę? - spytał zdenerwowany.
- Tak... Znam... - łkanie nie pomagało w rozmowie.
- A jest pani kimś z rodziny?
- Siostrą...
Udało mi się to wykrztusić. W końcu była to prawda.
- To bardzo dobrze... No cóż, potrzebujemy zgody rodziców na operację...
- Rodzice niestety nie mogą... Są w pracy...
- Rozumiem... Ale niestety jest to bardzo potrzebne... Bez tego nie możemy przeprowadzić zabiegu, który mógłby uratować jej nogę... W innym przypadku pozostaje nam tylko... amputacja...
Zamarłam... I co teraz?
- Gdyby mogła pani spróbować dodzwonić się do rodziców...
- Dobrze, spróbuję...
- Liczy się każda minuta... Pacjentka traci coraz więcej krwi... Jeśli zaraz nie pojedziemy na blok... Nie zatamujemy krwawienia... Rozumie pani?
- Oczywiście... - wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam szybko numer. Ręką mi drżała. - Już dzwonie...
Lekarz tylko kiwnął głową i poszedł za jadącymi w stronę sali operacyjnej noszami...
Podniosłam komórkę do ucha. Odzywał się tylko wkurzający dźwięk sygnału.
Nikt nie odbierał...

*****

Na tym kończymy 9...
Z góry bardzo przepraszam Was za to, że zjawiam się tak późno... :( niestety nagły brak internetu... :'( mam nadzieję, że wybaczcie mi to wszystko...
A także to, że jestem daleko z Waszymi wspaniałymi opowiadaniami...
Jakbyście mogły w komentarzach podać tylko linki do tego, gdzie jeszcze mnie nie było... Będę bardzo, ale to bardzo wdzięczna!
Obiecuję że w najbliższym czasie postaram się wszystko nadrobić!!!

Ta część mi się nie udała... Znowu... :( za co Was jeszcze raz bardzo przepraszam...
Czekam jednak na Wasze opinie, które liczą się ponad wszystko :)

Jeszcze raz przepraszam...

Życzę Wam miłego dnia :*

KOMENTUJESZ... = MOTYWUJESZ... <3

3 komentarze:

  1. Dobra, a teraz poważnie. Co takiego dzieje się z rodzicami Kingi?! Czy rzeczywiście są tacy zapracowani, czy maczali palce w tym co się stało. Chociaż ta druga teoria, wcale się kupy nie trzyma. Wydaje mi się, że kochają córkę.
    Olek - jest między młotem a kowadłem, nie zazdroszczę.
    Ja też dziś taki krótki komentarz, bo zasypiam :(
    U mnie byłaś na blogu także linka nie muszę zostawiać :)
    Pozdrawiam i buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już jestem :)
    Kochana, oczywiście, że wybaczymy. Spóźnienie może się zdarzyć każdemu :)
    Jejku, tyle się dzieje, że nie wiem, od czego zacząć :) Nadal mam nadzieję, że z Kingą będzie wszystko dobrze, chociaż szanse na szczęśliwy finał chyba coraz bardziej topnieją... Co się tam dzieje z jej rodzicami? Naprawdę aż tak ciężko odebrać telefon? Nie podoba mi się to wszytko. U Olka też nieciekawa sytuacja. Najbardziej intryguje mnie jednak Fannis i ta cała Liv. Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że ta dziewczyna ma nierówno pod sufitem i z tego wszystkiego będą tylko same problemy...
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że dopiero teraz, ale zaległości zamiast mi maleć, mnożą się niemiłosiernie. :/
    Wybacz, ale nie rozpiszę się zbyt wiele.
    Rozdział bardzo mi się podoba i coraz bardziej zaczyna mi się podobać ta historia. ;)
    Jest mi tak przykro z powodu Kingi. Mam nadzieję, że z czasem wszystko się poukłada. Ale jej rodzice bardzo mnie niepokoją. -.- Nie wiem czy mogę ich tak nawet nazywać... nie zasługują na takie miano.
    Nie podoba mi się Liv. Oj nie. Ona jest chora czy co? -.-
    Wspaniały rozdział, naprawdę.
    Przepraszam, że tak krótko, ale muszę lecieć jeszcze troszkę ponadrabiać.
    Czekam na kolejny! ♥
    Buzikai! :*

    OdpowiedzUsuń

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze! :)