Strony

3 lipca 2015

Rozdział 10

Rozdział 10

"Mieć większą nadzieję na lepsze jutro"



*****

(Lena)
Minęło może jakieś 10 minut... Ciągle dzwoniłam ale nikt nie odbierał. Ani mama ani tata... Obok mnie leżała torba Kingi. Ona na pewno ma numer do... Swoich zastępczych rodziców...
Przeszukałam całą torbę... I znalazłam znany mi przedmiot. Włączyłam komórkę... Kurde... Hasło...
Myśl, myśl... Lena, myśl!!!
O mam...
Nie... To nie to... Zostały tylko dwie próby...
O... A może to...?
Nie... Znowu się nie udało...
Ostatnia próba... No cóż... Raz się żyje...
TAK!!!
Udało się...
Najszybciej jak potrafiłam wybrałam numer do "ojca".
Dźwięk sygnału dźwięczał mi w uszach.
- Halo?
- Halo? Dzień dobry... To ja Lena...
- A... To ty...
Było słychać że nie jest zbytnio zadowolony tym, że to ja... Ale nie zwracałam na to większej uwagi. Przeszłam do sedna... W końcu liczyła się każda minuta...
- Kinga leży w szpitalu...
- A co mnie to obchodzi? - nie zdążyłam dokończyć, już mi przerwano...
- Ma złamaną nogę z przemieszczeniem... Dodatkowo zaraz się wykrwawi... Potrzebna jest mi pana zgoda na operację... Jeśli nie, grozi jej amputacja!
Chwila ciszy w telefonie trwała w nieskończoność...
- Przepraszam, ale nie mogę wam pomóc...
Rozłączył się...
Upadłam na kolana... Łzy puściły mi się ciurkiem...

***

(Anders)
Podszedłem bliżej do dziewczyny. Wziąłem ją za ramię, ta posłusznie poszła za mną. Postawiłem ją na chwilę na korytarzu i poodkluczałem wszystkie zabezpieczenia w drzwiach. Otworzyłem je i oślepiło mnie światło. Było już południe. Odwróciłem się i spojrzałem na Liv. Stała przestraszona, nie wiedząc co się dzieje.
- Wyjdź. - powiedziałem zdecydowanym tonem i pokazałem palcem kierunek w którym ma się udać.
Ona nadal stała. Patrzyła uważnie na moją twarz.
- Wynoś się. - traciłem cierpliwość.
Liv ruszyła się wolno...
Nagle naskoczyła na mnie i zaczęła całować w usta...
Odepchnąłem ją z całej siły. Upadła na ścianę, a potem na podłogę. Co ona sobie myślała???
Chwyciłem ją za ramię, podniosłem i wyprowadziłem za drzwi. Zamknąłem je za nią z trzaskiem.
Wzdrygnąłem się na myśl o tym co przed chwilą przeżyłem... To było okropne... Nigdy więcej!!!

***

(Olek)
Wyszliśmy na trening. Szedłem sam z tyłu, reszta prowadziła. Gawędzili co nie miara... Niestety ja musiałem zmagać się z myślami, jakich nie było mało.
Skocznia była już przed nami. Weszliśmy do szatni, tam były już nasze kombinezony i cały sprzęt.
Po chwili wszyscy już byli ubrani i szykowali się do wyjścia. Tylko ja wiązałem sobie jeszcze buty. Kamil, Piotr i Janek poszli na wyciąg. W szatni jak się potem okazało zostałem tylko ja... No i Maciek. Widział chyba że coś nie daje mi spokoju...
- Pomóc ci? Po raz pierwszy widzę, że nie możesz zawiązać butów... - uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i podszedł bliżej.
- Chyba coś się zacięło... - próbowałem udawać, że nic się nie dzieje.
- Daj, spróbuję... - powiedział i pochylił. Poszło mu to błyskawicznie... No cóż, miał więcej wprawy niż ja. - Wystarczyło tylko poluzować tutaj, a tu pociągnąć... Jakbyś następnym razem nie mógł sobie poradzić to ci pomogę. - zapewnił, kiedy skończył pokazywać co mam zrobić.
- Dzięki... - nie było mnie stać na nic innego.
- Daj spokój... Widzę że coś cię trapi... Zachowujesz się dziwnie... Coś się stało?
Trafił w sedno... I co teraz?!
- Aaa... Czemu tak sądzisz?
- No wiesz... Zwykle jesteś wesoły, nic nie można tobie zarzucić... A teraz? I jeszcze ta wpadka z tym listem u ciebie w domu... Czy to o ten list chodzi? Ktoś coś ci napisał? - widać było, że Maciej rozgryzł mnie już dawno... Czyli jednak nie umiem ukrywać emocji...

***

(Lena)
Nie rozumiem... Dlaczego on nie chce jej pomóc?
- Ma pani już tą zgodę? - moje przemyślenia przerwał lekarz, ten sam, który rozmawiał ze mną chwilę temu.
- Niestety nie... Ojciec... Zastępczy Kingi nie chce wyrazić zgody.
- Aha... Rozumiem... Możesz podać mi komórkę? Teraz ja spróbuję...
- Dobrze...
Podałam komórkę mężczyźnie w białym stroju. Ten szybko wybrał numer... Już po chwili ktoś odebrał.
- Dzień dobry...
Dalej już nie wiem... Nie skupiałam się na tym co mówił...
- Dobrze... Dziękuję... Do widzenia...
Spojrzałam na lekarza. On na mnie.
- Zgodził się...
- To wspaniale!!! Jak się to panu udało, doktorze?
- Lata praktyki... - uśmiechnął się tajemniczo. - Dziękujemy...
Uścisnął mi rękę.
- To ja dziękuję...
- Muszę już iść na blok. Za chwilę zaczynamy...
- Czy ona z tego wyjdzie? Przecież ma przed sobą najlepsze chwile w życiu... Czy naprawdę będzie potrzebna ta... amputacja? - znów czułam zbierające się w kącikach łzy.
- Miejmy nadzieję, że wszystko się uda...
I odszedł. Zostałam zupełnie sama na długim korytarzu z denerwującymi i czarnymi myślami...
A co jak się nie uda?

***

(Anders)
Podszedłem do komody, na której znajdował się mój telefon. Postanowiłem zadzwonić do Sjoeena i Forfanga... Zależy kto odbierze wcześniej. Już miałem nacisnąć odpowiedni przycisk, kiedy Phill zadzwonił... No dobry jest...
- Halo...?
- Anders! Gdzieś ty był?! Trening się skończył już dawno temu! Wszyscy na ciebie czekali! Wiesz jak się martwiłem?
- Hej, hej, spokojnie... Bez nerwów...
- Łatwo ci mówić!!! Ja tu dostaje białej gorączki! Z Johanem nie da się wytrzymać!
A z wami dwoma?
- Wiesz... Rozumiem, co masz na myśli...
- No to gadaj... Nie, czekaj... Zaraz tam u ciebie będę... Nie ruszaj się!!!

***

Nic nie rozumiem... Kiedy próbuję wrócić myślami do tego co się stało... Nic nie pamiętam...
Jestem teraz w dziwnej, coś jakby zielonej sali...? Czemu?
Co chwila przychodzi jakiś nowy lekarz... Masakra. Ile ich tu jeszcze wejdzie...
Słabo mi... Chyba zaraz umrę... Noga boli coraz bardziej. Dlaczego aż tak bardzo? Czuję się dziwnie... No cóż...
Kolejny lekarz nawiedza sale.
- Mamy zgodę... Możemy zaczynać. Miejmy nadzieję, że wszystko się uda... Że amputacja nie będzie potrzebna... - powiedział do któregoś z mężczyzn.
Chwila... Amputacja??? No chyba sobie żartują... Ugh... Czemu nie mogę się ruszyć? Podniosłam głowę, która i tak po chwili upadła znowu na poduszkę.

Słyszałam jak kręcą się kółka... Nad sobą widziałam głowy lekarzy w zielonych maseczkach.
Potem nie widziałam już nic...

***

(Lena)
Nie wiem co się dzieje. Siedzę przed salą, gdzie zawieźli Kingę. W oczach mam pełno łez, chyba więcej się nie zmieści. Pomimo upływającego czasu ciągle nie mogę dojść do siebie. Tyle rzeczy znalazło się na mojej głowie... Miało być tak fajnie... I co?
Zobaczyłam rodziców idących w moją stronę. Serce biło mi jak oszalałe.
- I co z nią? - zapytał tata.
- Jeszcze nic nie wiem... Chyba dopiero zaczęli.
- Aha... Poczekamy z tobą... Cieszę się że opiekun Kingi się zgodził...
Opiekun... To słowo huczało mi teraz w głowie... Czemu on nazwa go "opiekunem"? Przecież poza nim Kinga nie miała nikogo...
Coś mi tu śmierdzi... I nie mówię wcale o kawalerskiej marynarce taty...

***

(Anders)
Sjoeen wpadł wraz z Forfangiem do mojego domu.
- Anders! Nic ci nie jest?! Zrobili ci coś?! No mów!!!
- Słuchaj... Nic mi nie zrobili... Pamiętasz może tą dziewczynę, której mi link do bloga podałeś?
- No...
- To moja była koleżanka z klasy... Z podstawówki... Śledziła mnie...
- Serio?!
- Tak...
Odpowiedziałem chłopakom całą resztę tej historii... Od początku do końca... Czyli od wczoraj...
- No no no, kolego!!! Widzę, że przyciągasz dziewczyny jak magnes!!! - rzucił Phillip.
- Tak, tak, oczywiście... - odpowiedziałem sarkastycznie.
- Nie widzisz, że nasz ukochany kolega ma problemy??? - zapytał Philla, Johan.
- Oj, no widzę...
- Więc?
- Dzwonię na policję... Tak nie może być...

***

(Olek)
- Nie... Nic się nie stało...
- Słuchaj, Olek... Przecież widzę... Czarować to sobie możesz mojego brata. Mnie nie oszukasz... Pod tym względem jestem wyczulony... Z resztą sam o tym wiesz...
- No tak... Ciebie nie idzie oszukać...
- No właśnie... No cóż... Jeśli nie chcesz mówić, no to nie mów...
- Ok... Dzięki...
Maciej uśmiechnął się do mnie. Próbowałem to odwzajemnić, ale znów mi nie wychodziło. Nie chciałem też mu o niczym mówić... W końcu Kruczek mi ufa...
- To co? Idziesz na wyciąg?
- KRUCZEK ODCHODZI!
Nie wytrzymałem.
Dopiero kiedy ujrzałem zdziwiony wzrok Kota, zrozumiałem, co zrobiłem...

*****

No to 10 mamy za sobą... ;)
Mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu się Wam podobała... :)
Chciałam dodać ją jutro, ale niestety nagły wyjazd do dziadka popsuł mi plany... No cóż... Mówi się trudno... Wracam we wtorek prawdopodobnie z 11 ;)
A jak Wam mijają wakacje? Ja mam do czynienia z moją familią i wujaszkiem, który próbuje znaleźć mi chłopaka... Masakra... :P mam nadzieję że mu się nie uda... ;)

Czekam na Wasze motywujące opinie :)))
Pozdrawiam, no i życzę miłych wakacji :*

KOMENTUJESZ... = MOTYWUJESZ... <3

6 komentarzy:

  1. Cudo!!!
    Na prawdę świetny rozdział.
    Kinga życzę weny.
    Pozdrawiam gorąco :)
    Evelina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :)
    Rozdział bardzo sympatyczny, miła lektura w ten upalny dzień :) Boże jedyny, co to w ogóle za ludzie? Żeby tak po prostu stwierdzić "a co mnie to obchodzi", jak dziewczyna jest już jedną nogą na drugim świecie?? Ręce opadają, naprawdę. Dobrze, że chociaż ten lekarz jakoś nimi potrząsnął. Swoją drogą, amputacja... Nie brzmi zbyt optymistycznie :( Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Philipp mógł się zamknąć. Anders ma problemy, a jemu na żarty się zbiera -.- Jednak Kruczek odchodzi... Wyczuwam coraz większe problemy...
    Haha, oj znam ten ból, kiedy rodzina próbuje organizować za ciebie całe życie... :)
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej! ;*
    Widzisz mnie na pewno pierwszy raz pod postem, ponieważ nie pojawiłam się u Ciebie wcześniej z komentarzem pod rozdziałem. Chcę jednak, abyś wiedziała, że czytałam tak gdzieś od połowy. ;))
    Moja koleżanka poleciła mi właśnie Twój blog, więc pewnego pięknego dnia zaczęłyśmy czytać razem, aż w końcu wkręciłyśmy się obie.
    Bardzo mi się podoba! ♥ Cała fabuła jest ładnie rozplanowana i sama byłam w szoku, że potrafiłam się tak wciągnąć, mimo że do bohaterów mi odrobinę daleko.
    Świetna robota i oby tak dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny! ❤
    Mam nadzieję,że Kindze nic się nie stanie.
    Trochę dziwne to zachowanie tej jej "ojca". Jak mógł powiedzieć,że ona go już nie obchodzi? Halo! Tutaj chodziło o jej życie. Skoro wychowywał ją tyle lat,to nie powinien się tak zachować.
    Czekam na kolejny i weny życzę.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz z czystym sumieniem i z mniejszymi zaległościami na innych blogach, mogę zostawić po sobie ślad w postaci dłuższego i bardziej treściwego komentarza. :)
    Na samym początku muszę przyznać, że rozdział megaboski! Naprawdę bardzo mi się podoba!
    Co do Kingi i jej rodziców... To, że nie odbierali telefonu, to jeszcze nic, ale to, że ojciec nie chciał wyrazić zgody na operację, to już skandal! Jak on może! OK, może to nie jest jego prawdziwa, rodzona córka, ale dziecko to dziecko! Nie wiem jak ten lekarz zdołał go przekonać, ale udało mu się i chwała mu za to!
    A co do Leny, to tylko jedno przychodzi mi na myśl... TAKA PRZYJACIÓŁKA TO SKARB! ❤
    Olek... Coraz bardziej mi go żal... W końcu wygadał się Kotowi. Może teraz ktoś mu pomoże. Może teraz zazna trochę spokoju?
    Andi. Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło. Uważam tak samo jak Andreas. Powinien zawiadomić policję. Tacy ludzie nie mogą być bezkarni! A ten pocałunek to, co to miało być? Śmiem twierdzić, że Liv jest nie do końca normalna. Może to choroba?
    W każdym razie, rozdział fenomenalny i czekam na kolejny! ;)
    Uważaj, żeby wujek nie wyjął jakiegoś kandyfata z kapelusza. :P
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego znów nie ma mojego komentarza?! Chyba nie mogę jednak dodawać z telefonu..
    Anders - coś czuję, że Liv jeszcze z nim nie skończyła. Ma chłopak problem i nawet niech się nie waha włączyć w to policji. Takie nękanie jest karalne.
    Kinga - tutaj nawet nie wiem, co napisać. Jest mi jej okropnie żal. Nie dość, że przeżyła to, co przeżyła to jeszcze ojciec ją ta potraktował? Że niby nic go to nie obchodzi?! Takiego człowieka nie można nazwać ojcem, po prostu.
    Lena - wspaniała przyjaciółka.. zrobi wszystko dla Kingi.
    Kochana moja, serdecznie zapraszam Cię na mój nowy blog. W rolach głównych.. a sama zobaczysz kto ;)
    Pojawił się już prolog, byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś wpadła poczytać.
    Buziaczki moja droga i weny :*
    http://w-cieniu-gwiazd.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze! :)