"Być kimś dla kogoś, żeby ten ktoś był kimś..."
*****
Usiadłam na kanapie, trzymając w ręku gruby album, wypełniony po brzegi zdjęciami. Podczas robienia porządków jakoś wpadł mi w ręce. Ostatnie zdjęcie włożone było niedawno... Może jakiś tydzień temu. Potarłam ręką okładkę, na której widniał zimowy krajobraz. Przymknęłam na chwilę oczy, chłonąc widoki pokrytego śniegiem Zakopanego. Otworzyłam album, a moim oczom ukazały się zdjęcia z mojego dzieciństwa... Dzieciństwa, którego nie miałam. Teraz dopiero zauważyłam to nieszczere spojrzenie byłego ojca, teraz zobaczyłam to, jak znęcali się nade mną, a ja tego nie widziałam wcześniej. Jaka ja wtedy byłam naiwna, jaka byłam głupia, wierzyć mi się nie chce... Czemu? Przewróciłam szybko kartkę, bo to wywołało u mnie mieszane uczucia. Teraz pojawił się na moich ustach uśmiech. A czemu uśmiech? Były tam zdjęcia małego Aleksandra, małego Olka, a w tym jedno moje ulubione zdjęcie... Z za długimi nartami, a na głowie o wiele za duży kask. Mogłabym na to zdjęcie patrzeć cały czas i zawsze wypatrzyłabym na nim coś nowego, coś innego. Za każdym razem, kiedy na nie patrzę, odkrywam coś, czego nie zauważyłam wcześniej.
Na kolejnych stronach znajdowały się zdjęcia już z "dobrego życia", wspomnienia, do których chciałam wrócić. Już w towarzystwie siostry, w towarzystwie prawdziwych rodziców. Jedno nasze rodzinne zdjęcie, na którym ja i Lena siedzimy po turecku na podłodze, mrużąc lekko oczy pokazujemy języki, za nami stoi śmiejąca się mama, a obok niej, tuż za moimi plecami kuca tata i robi nam rękami rogi. Całość? Nie do podrobienia.
Następne zdjęcia mniej kolorowe, jeszcze z wielkim białym gipsem na nodze, który ciążył niemiłosiernie. Był wspomnieniem tych beznadziejnych chwil w szpitalu, gdzie walczyłam o życie... Nie, nie wracam do tego wspomnienia, czarnych myśli i widzenia drugiego świata. Zdjęcia z zakończenia szkoły były całkiem wesołe, najlepsze było chyba klasowe zdjęcie, gdzie wszyscy ubrani na apelowo, stali trzymając w rękach świadectwa. Dookoła wszyscy nauczyciele, ci lubiani i ci niekoniecznie... Jednym zdaniem, zakończenie lepsze niż rozpoczęcie.
Ale co było potem? No i tu się zaczęło dziać... Pierwsze zdjęcie na nowej stronie miałam z Johannem. Oboje byliśmy uśmiechnięci, ręką tarmosiłam jego miękkie włosy. Zdjęcie było zrobione pod skocznią, kiedy chłopacy mieli trening. Na kolejnym? Lena z Andersem, jeden stał po jednej stronie, drugi po drugiej, oboje mieli ręce skrzyżowanie na piersi i patrzyli na siebie spode łba. To było jeszcze za nim zabujali się w sobie na dobre... Hm... To musiało być dawno.
Kilka następnych zdjęć było Olka, wraz z kochanymi kolegami. Uśmiech Piotrka, nietęgi wzrok Maćka, wygłupiający się Janek i Kamil. W środku stał Aleksander, w lekkim rozkroku, ręce miał uniesione ku górze, brodę także i wzywał o pomstę do nieba.
Następne? Zrobione tuż po tym, jak na dobre poznałam Olka... Wtedy... Po spotkaniu z byłym ojcem. Nie chciałam wracać do tamtego momentu, ale można by powiedzieć, że gdyby nie tamto, to może nigdy nie poznałabym tak dobrze Aleksandra.
Później była przerwa. Z tego okresu, gdzie tak wiele się wydarzyło, gdzie tak wiele się zmieniło... Areszt zastępczego ojca, Johann, Olek, oświadczyny Andersa, ślub jego i Leny... Dużo by wymieniać, a zdjęcia pokazywały tylko uroczystość, której moja siostra i mój szwagier nigdy nie zapomną. To był najpiękniejszy dzień w ich życiu.
Zdjęcia z ich wesela wyglądały, jakby nie były prawdziwe, tylko jak z bajki. To było nawet niemożliwe, aby uchwycić w obiektywie coś tak wspaniałego. Lecz jednak się udało. Sama również nigdy nie zapomnę tego dnia, bo był szczególny.
Kolejne zdjęcie?
No cóż... Wodospad, jego garnitur, moje "górskie" ubranie, róża... Tak... Nawet nie wiem, kiedy Ewa wyjęła aparat i zaczęła pstrykać zdjęcia. Trzeba jednak jej podziękować, bo naprawdę ma wielki talent. Jak się czułam tego dnia? Byłam prze szczęśliwa, nigdy nie spodziewałabym się tego, co Olek chce zrobić. Nie wiedziałam. Teraz jednak już wiem... I nie żałuję swojej decyzji. Cieszę się, kiedy jest blisko, cieszy mnie to, że także moja bliskość jest dla niego czymś ważnym. Przewracając kartkę myślałam o tym, co będzie za chwilę... No i tak, zgadłam.
Góralskie wesele...
Ja w białej sukni z góralskim motywem, który sięgał wąskim pasem od góry sukienki, aż do samego dołu. Ogółem, cała była prosta, zdobił ją tylko ten barwny wzór, który przyciągał wzrok. Włosy miałam splecione w eleganckiego koka, a to wszystko dzięki najlepszemu fryzjerowi, jakim był sam Johann. A Aleksander? Ubrany był w oryginalny, góralski strój z jego regionu. Nie powiem, w tym zestawie wyglądał nieziemsko. Na wesele przybyło wielu gości, począwszy od rodziny do przyjaciół i nie tylko. Cała uroczystość, na początku w małej kaplicy, później w jednej z góralskich restauracji, była, jak jeden ze snów, tych, o których można by powiedzieć, że człowiek może tylko pomarzyć. Jednak to okazało się prawdziwe. Nasz pierwszy taniec? Chcieliśmy... Coś oryginalnego... Mieszanka różnych polskich (i nie tylko) piosenek, a do tego taniec w ich rytmie... Wszystko złożyło się w zgrabną całość, a wszystkim się bardzo podobało. Wszyscy się dobrze bawili, co do tego nie można mieć wątpliwości. Goście śmiali się, tańcząc, dawali z siebie wszystko, wyładowali na parkiecie całą energię, pozwolili sobie na upust emocji, cieszyli się, że mogą się spotkać choć na chwilę i porozmawiać... A to najważniejsze.
Ale ważny dla mnie był jeszcze on... Tylko on dla mnie się szczególnie liczył tego dnia. Nie mogłam sobie wyobrazić w tym momencie nikogo innego, jak tylko i wyłącznie jego. Przez cały czas miałam wrażenie, że jego oczy błyszczą, że mienią się blaskiem szczęścia na nadchodzące dni. Dni spędzonych we dwoje...
Na wspomnienie tego momentu, moje oczy stały się szkliste, po policzku poleciała mała łza. Spojrzałam na swoją rękę, a potem na serdeczny palec na którym lśniła złota obrączka...
Następne zdjęcia przywołały kolejne miłe wspomnienia, były to zdjęcia z miesiąca miodowego, który odbył się z "lekkim opóźnieniem"... Trochę ponad pół roku po ślubie... Niestety wcześniej uniemożliwiły nam to moje przeziębienie, a potem ojciec... Który nie chciał się mnie pozbyć z domu... Lecz to długa historia...
Może to nic aż tak oryginalnego, lecz stwierdziliśmy, że wybierzemy się po prostu nad polskie morze. Nad Bałtyk. Zachodzące słońce, znikające tuż przed nami w tafli wody, zmieniające się kolory nieba, to wszystko było takie piękne, że aż niemożliwe, by było prawdziwe. Wspólnie spędzone dni sprawiły, że niczego nam nie brakowało.
Jednak dzień przed tym, jak mieliśmy wyjechać...
Chmury nawiedziły całe niebo, mewy latały nad głowami, a my szliśmy równym krokiem, zostawiając ślady na piasku. Byliśmy szczęśliwi sobą, naszą obecnością, nie potrzebne były nawet słowa, wystarczył uśmiech i spojrzenie. Trzymaliśmy się za ręce i od czasu do czasu spoglądaliśmy na siebie. Ja jednak szłam trochę niepewna tego, jak mam mu to powiedzieć. Przekazać to, co sama dowiedziałam się dzień wcześniej. To było ważne, a ja nie chciałam przegapić najlepszego na to momentu. Doszliśmy w ciszy, która wcale nie była niezręczna, do miejsca, gdzie nie było ludzi. Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy blisko siebie. Przez jakiś czas patrzyliśmy na niebo, potem czekaliśmy na zachód słońca, od czasu do czasu rozmawialiśmy na różne tematy... Aż w końcu, jak to co wieczór słońce zaczęło zachodzić...
- Olek... Bo ja... - zawahałam się trochę, jednak skoro zaczęłam, postanowiłam zakończyć. Spojrzał na mnie ciekawy tego, co mam mu do przekazania. - Muszę ci to powiedzieć.
Odsunęłam się trochę od niego, a on patrzył i bacznie obserwował każdy mój ruch. Ujęłam delikatnie jego rękę i powoli położyłam ją na swoim brzuchu. Obserwowałam jego reakcje, miałam wrażenie, że jest coraz ciekawszy...
- Jestem w ciąży... - powiedziałam stonowanym głosem.
Zauważyłam jak przygryza lekko swoją wargę, przez kawałek czasu jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, wydawała się być jak z kamienia. Ale po chwili kąciki jego ust zaczęły się unosić, tworząc szeroki uśmiech.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - powiedział, a następnie uniósł moją brodę i nasze usta złączyły się w głębokim pocałunku...
Usłyszałam nagle jak drzwi się otwierają. Przymknęłam na chwilę album i odłożyłam go na bok. Poszłam zobaczyć, kto to.
- Zimno dzisiaj... - powiedział Olek, uśmiechając się szeroko. Zdjął czapkę z głowy i podszedł do mnie. Objął mnie ramieniem i pocałował, jego lodowate usta działały kojąco.
- Mamo... A co jest dzisiaj na obiadek? - zapytała mała Klaudia, która zaczęła ciągnąć mnie i Olka za rękawy od bluz. Obok niej stał mały Franek, który wydawał się być równie zainteresowany tematem.
- Obiadek już na was czeka. - powiedziałam, kucając przed córeczką, gładząc ręką jej puszyste ciemne blond włoski. Uśmiech pojawił się na obu małych twarzyczkach. Bliźniaki kochane. Zabrały się szybko i pędem pobiegły w stronę kuchni, cud, że wyrobiły na zakręcie.
Popatrzyliśmy z Aleksandrem po sobie i zaśmialiśmy się.
- Ale oczy ma po tobie. - stwierdził nagle, kiedy maluchy bawiły się już w pokoju, a my zostaliśmy i kończyliśmy jeszcze obiad w kuchni.
- Za to Franek, jest kompletnie taki jak tatuś... Hm... A oboje mają charakter po tobie.
Uśmiechnęłam się, biorąc do ust kolejny kęs gotowanych warzyw.
- Ale za to mają najlepszą mamę na świecie, a ja mam najwspanialszą żonę. - wstał i podszedł do mnie. Objął mnie za nadgarstki i pocałował czule.
Po chwili zaprowadziłam go na kanapę, gdzie oglądałam wcześniej album ze zdjęciami. Pozwoliłam mu, aby to on teraz przewracał kartki. Wtuliłam się w niego i razem zaczęliśmy oglądać fotografie.
Kolejne zdjęcia?
Ewidentnie najukochańsza rodzina i najlepsi przyjaciele... Zdjęcie zrobione było dokładnie tydzień temu, gdzie zrobiliśmy zjazd całej rodziny i nie tylko. Wszyscy stanęliśmy do wspólnego zdjęcia, na którym każdy wyrażał siebie, swoją osobowość, to kim jest. Byli na nim wszyscy, ja z Olkiem, nasze kochane bliźniaki, Lena z Andersem i ich małą Madzią, Johann z Camillą, Maciek, Wiwi, Janek z Angeliką, Kamil z Ewą, Piotrek z Justyną i szkrabami, Phillip z Matyldą... Rodzice...
- Kocham cię. - powiedział nagle ni z tego ni z owego Olek.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam.
W każdym słowie czuć było emocje, emocje, miłość i szczęście, że możemy być szczęśliwą rodziną. Tak jak i moja siostra z Andersem, jak i Johann z Camillą, jak reszta przyjaciół i rodziny...
A ona cała, jak i grono przyjaciół rozrosło się w ogromnym tempie.
I to było pięknie.
Bo najważniejsze to "Być kimś dla kogoś, żeby ten ktoś był kimś"...
*****
Na tym kończy się historia, opowieść o przygodach ludzi, którzy stali się sobie najbliżsi, kiedy jeszcze nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu...
Polubiłam tą historię, mam nadzieję, że Wam również jakaś jej cześć stała się bliska. Trudno jest mi kończyć, gdyż zżyłam się tutaj, nie tylko z bohaterami, ale również i z Wami.
Dlatego z tego miejsca chcę Wam za wszystko podziękować. Za każdy komentarz, za każdą napisaną w nim literkę, ponieważ każda dodawała otuchy, weny i chęci dalszej pracy. Dziękuję.
Dziękuję, że byliście zawsze, bez względu na przeciwności, bez względu na lepsze i gorsze momenty opowiadania, bez względu na wszystko co się działo. Dziękuję.
Dziękuję za wszystko, no nie jestem tego wszystkiego w stanie ubrać w słowa. Dziękuję.
Dziękuję, za wszystkie wyświetlenia, za każde słowo, które przeczytaliście. To wszystko dawało mi strasznie pozytywnego kopa... Dziękuję...
Dziękuję za wszystko...
A na koniec zapraszam jeszcze na drugiego bloga, na którym kolejny rozdział ukaże się za tydzień...
Koniec... Mam łzy w oczach, smutno mi, ale pamiętajmy, że każdy koniec ciągnie za sobą i nowy początek. :)
Dziękuję... :*
Melduję się :) I aż ciężko mi uwierzyć, że jestem tutaj u ciebie po raz ostatni...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo zżyłam się z twoją historią. Była jak naprawdę dobry serial, na który się wyczekiwało :)
Epilog... cóż, idealny. Co mogę więcej powiedzieć. Piękne zakończenie, szczególnie podobał mi się ten początek. Wszyscy szczęśliwi i tak powinno być zawsze :)
Dziękuję kochana za to opowiadanie, no i oczywiście czekam na nowości na kolejnym blogu. Ja tam mam ochotę się z tobą jeszcze pomęczyć ^^
Buziaki :**
Kochana moja.. nie kończ.. pisz dalej, zrób drugą część, cokolwiek byle by tylko ta historia trwała i trwała. Twój blog był tak naprawdę jednym z nielicznych, na który wchodziłam z wielką przyjemnością i wyczekiwałam każdego kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńDlatego to raczej my powinniśmy Ci podziękować, za każdy rozdział, za każde zdanie, słowo.. wszystko było naprawdę piękne i wspaniałe.
Epilog, taki jak być powinien. Nic dodać, nic ując. Wszyscy szczęśliwi, zakochani.. i te cudowne bliźniaki, które naprawdę zawładnęły moim serduchem!
Kochana, o żadnym męczeniu się z Tobą nie ma nawet mowy! Oj nie!
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam ;**
Spóźniona ale jestem. :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec. Jednak tym cudownym epilogiem pewną część rozczarowania mi z rekomendowałaś. Tylko wiesz szkoda tego, że to już koniec tak bardzo mi się ta historia spodobała.
Olek i Kinga są cudowni a te ich bliźniaki cud, miód, maliny.
Pozdrawiam i czekam na jakąś fajną nowość.
Buziaczki :-)
Witaj :*
OdpowiedzUsuńEeeej :D Ja sie chyba wzruszyłam :')
Ja tez chcę mieć taką piękną historię w życiu! <3
Cudo,cudo,cudo,cudo (...) *.*
Jestem kompletnie zakochana w Kindzie i Olku <3
Piękna para,cudowni z nich rodzice,mają cudownych znajomych,rodzinę...Co tu duzo pisac? Nie trzeba nic więcej chyba.
Nie mogę w sumie uwierzyc ze to juz koniec...;(
Będę tęsknić za tą historią...
Ja także Ci dziękuję za taką piękną opowieść,opowieść,w ktorej czytaniu mogłam sie zatracić,odpocząć od świata i problemow. Poczytać trochę o tym jak pięknie żyje się zakochanym :*
Wiem,przesadzam ze słowem "piękny".
Czekam na kolejny rozdział na twoim drugim blogu :*
Duzo weny i buziaki :*
Twoja wierna czytelniczka Gabi
To było piękne... :')
OdpowiedzUsuńMam ciarki.. :))
Cieszę się, że Kinga w końcu znalazła swoje szczęście i ostoję na ziemi. :) Olek daje jej wszystko. I widać, że to wszystko jej wystarcza. No i popatrz, zmajstrował nawet bliźniaki! Nie jest taką ciamajdą. :D
Ten pomysł z albumem - świetny. To była jakby taka... retrospekcja. :)
Cóż... nasza historia dobiegła końca..
Ja też się z nią zżyłam. ❤ Ja też dziękuję! Bardzo, bardzo, bardzo! ❤ Za wszystko. Za każdy przecinek, słowo, za wszystko. ❤
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Ci powodzenia i powiedzieć: do zobaczenia na drugim blogu. ❤
Buziaki! :*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana na sam koniec zaserwowałaś istną perełkę ^^
Tak się cieszę, że Kinga z Olkiem znaleźli wspólne szczęście, po wielu perypetiach, zawirowaniach w życiu. Oboje siebie uzupełniają i co najważniejsze: są dla siebie!
Faktycznie, czytając epilog miałam wyobrażenie tego albumu, tych zdjęć. Super!
Nie lubię się żegnać z blogami, ale cóż...
Kochana, to ja ogromnie dziękuję, iż stworzyłaś tak cudowną historię!
Oczywiście, będę na drugim blogu ;*
Buziaczki ;***
Strasznie Cię przepraszam, że z takim opóźnieniem ląduje na Twoim blogu i to na dodatek w epilogu, ale szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. Czytając epilog byłam na serio wzruszona. Wszystko było takie idealne, piękne. Lena, Anders i ich mała Madzia... Czuje się naprawdę zaszczycona, że dziecko bohaterów nosi moje imię :'D Nie spodziewałabym się nawet tego, że Kinga i Olek będą mieć bliźniaki.
OdpowiedzUsuńDziękuję za te wszystkie chwile spędzone na tym blogu. Za wszystkie skrajne emocje i naprawdę za wszystko, wszystko. Ogromnie się cieszę, że nie rozstajemy się z Tobą 'na zawsze'. Dziękuję za tak wspaniałe opowiadanie. Pozdrawiam :*
Jestem spóźniona za co przepraszam. ;*
OdpowiedzUsuńEch, czyli epilog? Skończyło się... Aż nie mogę w to uwierzyć... ;/
Całe szczęście zaczęłaś nową historię, jednak mimo wszystko żal opuszczać tej... ;/
Co ja mogę powiedzieć? Pobudziłaś we mnie wszystkie emocje, wzruszyłam się, łzy spływają po moich policzkach, że sama nie wiem, co już piszę.
To moment, kiedy mogę za wszystko podziękować. Za wszystko. Bez wyjątków. WSZYSTKO, co związane z tą przepiękną historią o sile miłości, która jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody, które napotka na swej drodze. Przynajmniej ja tak to odczułam.
DZIĘKUJĘ! ♥