Strony

13 lipca 2015

Rozdział 12

Rozdział 12

"Być gotowym na nic i na wszystko"




*****

(Anders)
- Johan... Masz neta w komórce? - spytałem Forfanga, który teraz stał wpatrzony w białą kartkę.
- Tak... - nie pytał o nic, tylko od razu mi ją podał.
Wystukałem adres bloga Liv, który znałem już na pamięć. Samo to mnie przeraża.
Strona co prawda otwierała się powoli, ale i tak to co chciałem ujrzeć, a raczej nie... pojawiło się na samym początku.
- Patrzcie... - powiedziałem do chłopaków, którzy nagle zamarli, kiedy pokazałem im co odkryłem.
Tam były zdjęcia. Znowu. Ale nie byle jakie zdjęcia. Tylko moje i Liv z tego, jak mnie... No wiecie. Chyba mi to przez gardło nie przejedzie...
- O rany! - Phill zobaczył zdjęcia i od razu klapnął na ławkę.
- Coś się stało? - zapytał go Johan.
- Tak... Jaka ona jest... Nienormalna!!! - Phill szybko wstał z ławeczki i podszedł do okna. Popatrzył przez nie przez dłuższą chwilę i spojrzał z powrotem na mnie i Johana. - Ja ją znam... Wiem, gdzie mieszka.
- No to idziemy...
- Ty w tym kombinezonie? - zapytał.
- To co nie wolno? - nie wiem o co mu chodziło... Przecież i tak musiałem iść do domu, żeby się przebrać.
- To może jeszcze narty założysz? - tak... Sarkazm w głosie Sjoeena mnie dobił.
- To ja tu zostanę... Idźcie...
Usiadłem i skrzyżowałem ręce. Głowę odwróciłem w drugą stronę.
- No to już chodź...

***

Chłopiec przeprowadził mnie aż do wnętrza potężnego budynku. Nie odzywał się do mnie. W dalszym ciągu szedł cichutko. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami prowadzącymi do jednej z komnat. Blondynek powoli puścił moja rękę.
- Poczekaj... - powiedział tak cichutko, że ledwo można było cokolwiek usłyszeć.
Nic mu nie odpowiedziałam. Nie mogłam ruszać ustami.
No to zrobiłam jak chciał - poczekałam. Rozejrzałam  się dookoła. Było bardzo ciemno, tylko pojedyncze promienie zdołały przebić się przez grube zasłony na oknach. Długi korytarz wyłożony był szerokim dywanem, który ciągnął się przez całą drogę. Drzwi, przez które przeszedł chłopiec były białe, chyba jedyne w całym zamku. Resztę, co mijaliśmy były brązowe, drewniane. Te były inne. Na ścianach podwieszane były obrazy, które przedstawiały jakoś dziwnie znane mi widoki i jacyś królowie...
Nagle coś zaskrzypiało. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na drzwi, za którymi zginął mały blondynek. Teraz stał mężczyzna, wyższy ode mnie o głowę. Był szczupły, ale umięśniony. Miał włosy takiego samego koloru jak malec oraz takie same szmaragdowe oczy... Lekko wystające kości policzkowe, podkreślały kształt jego twarzy, a pięknie zarysowane usta śmiały się leciutko. Biała koszula opinała muskularne ciało. Szare spodnie sięgały do kostek.
Wyciągnął rękę w moją stronę. Nie zastanawiałam się długo, od razu ją chwyciłam. Przybliżył mnie do siebie jednym ruchem... Patrzył mi głęboko w oczy...

I nagle zobaczyłam zielone ściany...

***

(Lena)
- Tato, lekarz powiedział że możemy wejść... - powiedziałam do ojca, który siedział skulony na krzesełku obok wejścia.
- Dobrze córeczko... Wejdź pierwsza, ja poczekam. - głos mu drżał.
Nie powiem, bałam się co zastanę w sali... Reakcja taty na wieści od lekarza nie należała do najlepszych, ale to Kinga... Ona jest silna... Poradzi sobie... A jak nie to zrobię, co w mojej mocy, żeby jej pomóc.
Drzwi wejściowe otwarły się, prawie natychmiast. W pomieszczeniu nie było nikogo... Poza mną i Kingą.
Podeszłam powoli do łóżka na którym leżała.
Żyła? Sama nie wiem. Spojrzałam na jej bladą twarz. Powieki prawie fioletowe... Usta tak samo...
Ona nie może być martwa!!! Nie może! Nie mogę jej na to pozwolić... Kinga musisz żyć!!! Błagam cie...
- Proszę... Żyj... - wydukałam, dusząc w sobie ciężki szloch. Zasłoniłam sobie oczy ręką, żeby nikt nie widział mnie w takim stanie. Łzy wyciekły mi jak woda z kurka. Popłynęły...
- Lena... Nie płacz... - tak jakbym słyszała głos Kingi... Siostry... Chyba mam gorsze omamy niż sądziłam... Było mi tak strasznie smutno. Przecież ona nie mogła nic mówić... Była tylko głosem w mojej głowie. - Lena... Proszę...
Znowu ten głos... Chciałam jeszcze raz popatrzeć na moją przyjaciółkę... Znaliśmy się od niedawna... Przez całe gimnazjum. Na początku nie wiedziałam... Dopiero potem okazało się że jesteśmy siostrami. Cieszyłam się jak małe dziecko... A teraz? Znowu zostanę sama...
- Lena... Cieszę się, że cię widzę...
Jak ona mogła mnie widzieć? A no tak... Duchy widzą wszystko... Kolejna porcja łez poszła... I jeszcze następna... Niech jej dusza nie umiera...
Błagam...
- Ej... Siostra... - miałam wrażenie że się uśmiecha...
No to chyba nie pozostaje mi nic innego jak tylko spojrzeć na nią ostatni raz i iść z powrotem do ojca... W końcu on też chciałby się pożegnać z córką...
- Kinga!!! Ty żyjesz!!!

***

(Olek)
- No no no, chłopaki! No to żeście się postarali!!! Normalnie najlepsi! - Jasiek prawił nam komplementy, robiąc przerwę na łyk swojej latte. No w sumie... Nawet mi to pasowało... W końcu miałem jakąś radochę i na moment odciąłem się od tego wszystkiego. Czułem się też lepiej, no bo po powiedzeniu wszystkiego Maćkowi poczułem wielką ulgę. Czułem się lżej.
- Och, no dziękuję!!! - odpowiedziałem. Maciej spojrzał na mnie krzywo, a potem wybuchł śmiechem.
- Z czego się śmiejesz???!!! - zapytałem.
- Z ciebie! - no tak... Czego się mogłem spodziewać, przecież to odpowiedź godna Kota!
Przewróciłem tylko oczami i postanowiłem się już nim nie przejmować. Wziąłem duży łyk mojego cappuccino i odstawiłem pustą szklankę.
Rozejrzałem się po kolegach, którzy siedzieli przy stoliku. Ci nagle zaczęli się chichrać.
- No z czego się ryjecie?! - to było wkurzające... Nie powiem...
- No to chyba oczywiste, że z ciebie!!! - odpowiedział Żyła przerywając kolejne napływy fali śmiechu.
- Nie gadam z wami! - krzyknąłem. Wstałem z krzesełka i poszedłem przed siebie.

***

(Anders)
- To tutaj - Sjoeen zaprowadził nas na miejsce. Zdążyłem się jeszcze przebrać. Paru ludzi po drodze pytało mnie co robię w kombinezonie...
- To przecież jest obok twojego domu! - krzyknął Forfang.
- Ciii! Bo jeszcze ktoś nas usłyszy! - zatkałem mu usta ręką.
Wtem rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu...
- Serio?! - Phill padł zrezygnowany.
- Cicho... To z policji! - powiedziałem i odebrałem szybko.
- Mamy dla Pana dwie wiadomości... Dobra i zła... Którą Pan wybiera? - spytała policjantka. Ta sama z którą rozmawiałem wcześniej.
- No może dobra?
- Dobra jest taka, że namierzyliśmy dom panny Liv...
- Tyle to ja też wiem... - nie pozwoliłem jej dokończyć.
- ... i... Wiemy że siedzi Pan za krzakiem naprzeciwko razem z kolegami. - skąd??? - Nasze służby już do Pana jadą. Proszę czekać.
- A ta zła? - przełknąłem ślinę.
- Pan nam pomoże...

***

(Olek)
- Olek! Poczekaj! - zawołał mnie Kamil.
- Nie mam zamiaru! - nie odwróciłem się w ich stronę.
Postanowiłem zamówić sobie kolejną kawę...
- Paczajcie! Olek będzie zarywać! - miałem wrażenie, że Jasiek spadnie z krzesła. Ale jeszcze nic nie hukło, więc jak na razie jest dobrze.
Przy ladzie stała dziewczyna w wieku około 18-19 lat. Brunetka. Miała duże, brązowe oczy, które przyglądały mi się uważnie.
- Poproszę jeszcze jedną mocną kawę... - odetchnąłem głęboko.
Dziewczyna zaczęła chichotać.
Słyszałem jak za mną chłopaki zaczęli coś szeptać. Przynajmniej się nie śmieją...
Zaczęli się śmiać.
Przynajmniej mnie nie wkurzają...
- Ej, Olek! Pokaż nam jak to zarywasz! - a jednak wkurzają...
To może ja skończę myśleć...
Powiem tak... Jakby nikogo w kawiarni nie było... Przeżył bym... Ale taki problem, że jest tu całe Zakopane!!!
Wziąłem swoją mocną kawę i poszedłem do nich z powrotem. Postawiłem napój na stoliku.
- Idę... Zaraz wracam.
Powiedziałem stanowczo. Na to parsknęli jeszcze głośniej.
Mogłem być spokojny o kawę, nikt z nich takiej nie pije. Więc jak wrócę ona nadal będzie na stoliku.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do łazienki. Chciałem tylko umyć ręce. Ciepła woda z kranu wyciekła nagle, ochlapując wszystko dookoła. Odskoczyłem, ale i tak... Miałem mokre spodnie. Nie no, tak nie wyjdę...!!! Spojrzałem w lustro.
Czy to wąsy?!

***

(Lena)
Padłyśmy sobie w objęcia, siostrzane objęcia. A dokładniej to ja wpadłam, bo Kinia była przykuta do łóżka. Jak ja dawno z nią nie rozmawiałam... Jak dawno nie słyszałam jej głosu... Brakowało mi jej.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę...
- Ja również...
Kinga była podłączona do aparatury, z boków wystawały i plątały się kolorowe kabelki z różnymi płynami.
- A jak noga? - zapytałam.
- Lepiej... Już tak nie boli... - widać było że jeszcze krzywi się na wspomnienie tego co się działo.
- Aha... To dobrze.
- Jaki dzisiaj dzień? - spytała. Nie dziwię się jej, że zadała takie pytanie. W końcu przez większość była nieprzytomna...
- Dzisiaj wtorek. A w piątek koniec roku szkolnego... Kończymy gimnazjum... - uśmiechnęłam się.
- W końcu... Ciekawe czy będę mogła być na zakończeniu... Chciałabym pożegnać Pana Tomka... - Kinga uśmiechnęła się, ale na krótko, westchnęła i posmutniała.
- Hej, spokojnie... Oczywiście że będziesz. - spojrzałam na nią. Wiedziałam że jednak tak łatwo ze szpitala nie wyjdzie...
- Mam nadzieję... W końcu potem jedziemy na LGP - smutek na jej twarzy nagle przerodził się w uśmiech.
- Oj ty... - zaśmiałyśmy się razem.

***

(Anders)
Policjantka wyjaśniła mi wszystko jak i co mamy po kolei robić. Oczywiście Phill znów nie słuchał.
Kiedy przyjechał radiowóz wstaliśmy i wybiegliśmy zza krzaków. Liczyła się każda sekunda. A najważniejsze było pozbyć się Liv.
Serce mi waliło, jak oszalałe, kiedy doszło do mnie co takiego mam zrobić. Mam wejść do jej domu i jej poszukać. Ciekaw jestem co ja tam zastanę. A może raczej nie jestem ciekaw? No bo co...? Nie Anders, nie myśl tak...
Radiowóz zaparkował kilka metrów od domu, jednak nie mógł być zauważony przez nikogo. Z tej strony na szczęście nie było okien.
Kilku policjantów wysiadło z samochodu. Jeden z nich ruchem ręki zawołał mnie do siebie. Nie mówił nic, po porostu wręczył mi do ręki małą słuchawkę.
Podziękowałem mu i włożyłem do ucha.
- Halo? Słyszysz mnie?
Głos policjantki przyprawił mnie o dreszcz.
- Tak, tak, słyszę.
- To dobrze... Idź ram i rób to ci powiedziałam. W razie czego Ci podpowiem jakbyś zapomniał. Na monitorze widzę dokładnie wszystko co się dzieje dookoła ciebie. Ale błagam, uważaj.
- Idę.
No i poszedłem.
Nieśmiało zapukałem do drzwi. Przez chwilę, nikt się nie odzywał, nikt nie wychodził. Zapukałem znowu.
- Chyba ni...
Przerwał mi mężczyzna który otworzył drzwi. Stałem jak słup soli. Był ode mnie co najmniej o dwie głowy wyższy. Z 2,10 m miał co najmniej...
- Dzień dobry.. - przez mój głos przemawiał strach.
- Czego Pan szuka? - zapytał mężczyzna. Jak na swój wzrost, głos miał trochę piskliwy.
- Jest może Liv?
- Żony nie ma.
Rzekł. Na to mnie jeszcze bardziej zamurowało. Jakiej żony???
- Aha... Ale na pewno?
- Tak. - stanowczy głos przemawiał przez jego oschłą duszę.
(- A spytaj kiedy będzie - usłyszałem lekko sciszony głos policjantki)
- A kiedy będzie? - powtórzyłem to co mi kazali. Ze zdenerwowania zacząłem drapać się po głowie.
- Nie twój interes, chłoptasiu. - szorstki ton "męża" Liv, stawał się dla mnie coraz większą zagadką.
(- Odejdź... Wycofaj się)
- No to dziękuję... - powoli schodziłem po paru schodach, które znajdowały się przed wejściem. Patrzyłem na faceta przez ten czas, nie mogłem spuścić wzroku.
- Wynocha! - podszedł do mnie szybko i szarpnął za ramiona. Zaraz za nim ukazała się dziewczyna. Kiedy mnie ujrzała, wbiegła z powrotem do wnętrza domu.
Policja zainterweniowała natychmiast. Podbiegli do nas szybko z karabinami w rękach. Dwóch z nich złapało chłoptasia od tyłu i unieruchomili jego ręce w kajdankach. Zaprowadził go do radiowozu. Targał się, rzucał, groził, krzyczał... Na nic mu się to jednak nie zdało. Skończy za kratkami.
Paru policjantów wraz z Phillem i Johanem pobiegli poszukać Liv. Wrócili jednak bez dziewczyny.
- Jej mąż już nigdy nie nawiedzi miasta... - powiedział jeden z gości w militarnym stroju.
- Ale Liv jest nadal na wolności... - stwierdziłem fakty.
Nie dało się tego ukryć...

***

(Lena)
- Lena...? Jesteś tutaj jeszcze? Coś długo nie wychodzisz... - tata zaczął mnie szukać po szpitalu. Szybko dałam mu do zrozumienia, że nadal jestem obok Kingi.
- Tato... Jestem tutaj...
- Oj tu jesteś córeczko... Jak tam Kinia? - wziął głęboki oddech, przed przejściem przez drzwi.
- Dobrze... No może sama ci powie... - moje kąciki ust uniosły się ku górze, tworząc uśmiech.
- Cześć, ojcze... - przywitała się z tajemniczym uśmieszkiem na ustach i uniosła rękę do góry.
Widzę, że jeszcze nawet po tych trzech latach, ciężko przechodzi jej przez gardło słowo "tata"... Jednak zastępowanie tego "ojcem" nie jest trawione przez tatusia...
- Ile razy mówiłem Ci, że masz do mnie mówić "tato"? - spytał i podszedł szybko, żeby nas uściskać. - Dobrze was znowu widzieć takie wesołe... - nabrał powietrza. - Pójdę do lekarza... Może powie mi ci dalej... No, pogadajcie sobie jeszcze... W końcu jak będziemy w trasie, nie będziecie miały tyle czasu...
Mrugnął i uśmiechnął się, pokazując białe zęby.
- Tatku... - Kinga podała mi poduszkę, a ja rzuciłam nią w niego z całą siłą. Niestety obronił się przed atakiem. Wybuchliśmy tak głośnym śmiechem, że po chwili już cała obsługa szpitala się zebrała, aby zobaczyć co się stało...

*****

No to kolejny rozdział już poszedł...
Piszcie co o nim sądzicie... :) mam nadzieję że się Wam podoba ;)
15.07 z samego rana jadę z wujaszkami nad morze... :P obyśmy się tam nie pozabijali... ;)
Wracam 24.07 z nowym rozdziałem! :)

Jakbym mogła Was prosić, abyście informowały mnie o Waszych nowiutkich cudeńkach... :) byłabym bardzo wdzięczna :) kiedy wrócę, obiecuję że wszystko nadrobię! :)))

Mam do Was jedną sprawę... Chodzi o to iż powoli historia dobiega końca... :(

Zastanawiam się nad założeniem kolejnego bloga. Mam niestety problem z doborem bohaterów... (jak zawsze z resztą...) chciałabym, aby było trochę inne niż wszystkie... Myślałam nad tym czy jednym z bohaterów nie był by Francuz albo Włoch... A jeżeli chcecie, napiszcie o kim chcielibyście czytać :)

Piszcie co o tym sądzicie ;) czekam na Wasze opinie, gdyż każda jest dla mnie cenna jak złoto :)

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłych wakacji :)

KOMENTUJESZ... = MOTYWUJESZ... <3

7 komentarzy:

  1. Zaprosiłaś, więc jestem :)
    Ciągle mam problem z tym od czego zacząć komentarz, ale dobrze... zacznę chyba od najważniejszej kwestii. Kinia żyje! W sumie nie mogło być inaczej. Uśmiałam się lekko na fragmencie, jak Lena myślała, że Kinga nie żyje. Wiem, czasami śmieje się w nieodpowiednich momentach, ale co tam xd
    Do tej pory wydawało mi się, że policja znajdzie Liv, zamkną ją i tyle, ale trochę się to pokomplikowało. Jaki mąż?! Ona ma męża?! Więc czego chce od Adersa? Dziwna ta sprawa.
    Olek stał się obiektem śmiechu drużyny.. haha super to wyszło :D
    Moja Kochana, kolejny blog jak najbardziej tak! Jednak z bohaterami nie pomogę, zwłaszcza jeśli chodzi o Francuza bądź Włocha. Ja bym najchętniej zajęła się jakimś Niemcem.. Andi dość popularny, choć ja mam jeszcze swój jeden typ, mianowicie Freund :) I mój trzeci blog na pewno będzie z tym Panem w roli głównej :)
    Buziaki Kochana, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kinga rozdział bomba!!!!!!
    Andres Johan Phil nie no brak mi słów po prostu.
    Cudowny rozdział.
    Pozdrawiam.
    Evelina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się, Kochana! ;)

    Co to tego, co przeczytałam powyżej- CUDEŃKO. ♥ Naprawdę, istna perełka. ♥
    Masz szczęście, że Kinga uszła cało i żyje! Ojej, znalazłabym Cię, gdyby było inaczej, naprawdę. ;* hehe
    Komiczny był ten fragment z Leną. Heh, może nie wydawało się to smieszne z jej perspektywy, lecz tak z mojego położenia, można było się uśmiać ^^
    Intryguje mnie ta cała Liv. Wydało się, że ma męża. To co? Po co jej Anders? Hm, podejrzane... Nie podoba mi się. Wydaje mi się, że może być z tego dym...
    Czekam na kolejny cudowny rozdział! ;*

    Co do nowego opowiadania- ależ oczywiście! jeśli masz pomysł, to realizuj go, moja droga, bowiem masz niemałe możliwości! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Kochana!
    Genialny rozdział!
    Biedny Anders, szkoda mi go. Liv to jakaś wariatka i nie wiadomo czego chce.
    Jakoś zawsze jak u Ciebie czytam wypowiedzi polskiej ekipy to uśmiech od razu pojawia się na mojej twarzy :)
    Cieszę się, że Kinga jednak powróciła do świata żywych i że Lena nie miała omamów :D
    Ależ oczywiście zakładaj, a co do bohaterów - mi jest obojętne :)
    Czekam na next ;*
    Pozdrawiam i buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Już jestem :)
    Genialny rozdział! Naprawdę, z każdym następnym jestem pod coraz większym wrażeniem ^^ Jejku, jak dobrze, że z Kingą jest już lepiej. I mam nadzieję, że jej stan będzie się systematycznie poprawiał. Coraz bardziej niepokoi mnie za to sprawa Andersa i tej całej Liv. Jaki mąż??? O.o Co tam się dzieje? Ona naprawdę ma nierówno pod sufitem. Oby tylko nie zrobiła niczego naszemu Fannisowi, bo po niej to się chyba można wszystkiego spodziewać :( A nasi chłopacy, no cóż... cali oni, naprawdę :D
    Kolejny blog? Ja kochana się podporządkuję pod twój wybór w sprawie bohaterów, bo nie jestem zbyt wybredna :) Jeśli masz pomysł, to działaj! ^^
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem!
    Rozdział cudowny! ❤
    Cieszę się, że Kinga żyje,a ten chłopczyk/chłopak,który ją prowadził przez ten zamek to nie był przypadkiem Anders? Praktycznie wszystko się zgadza. Blond włosy,błękitne oczy.
    Ogólnie jeśli.chodzi właśnie o Fannisa to jest mi go szkoda. Nie dość,że jego przyjaciele nie dają mu spokoju to jeszcze ta Liv,która swoją drogą jest jakaś psychiczną.
    Jeśli chodzi o kolejne opowiadanie to obojętnie o kim będzie,ja czytać będę.
    Czekam na kolejny i weny życzę.
    Buziaki. ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no, no. ;)
    Kinga... w końcu. Tak długo jej nie było. Tak bardzo się bałam, że to wszystko może skończyć się śmiercią. Jednak ani Lena ani jej tata nie pozwoliliby jej odejść. Jestem o tym przekonana.
    Hahaha biedny Olek. Normalnie parodia. :D
    A co do Andiego... Znowu im uciekła. Znowu będzie musiał uważać. Ile jeszcze można ą ścigać? Ile jeszcze będzie musiał się nacierpieć, żeby w końcu ją zamknęli?
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! :*
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze! :)